Archive for the ‘Opowiadania’ Category

KLUCZNIK CZASOPRZESTRZENI

Author: Magdalena Janczewska

Zobacz obraz w pełnych rozmiarach

Ana lubiła myśleć o sobie jak o kluczniku, który miał klucze do wrót i tuneli nie z tego świata. Czy była inna niż wszyscy? Nie wyróżniała się niczym wśród młodych ludzi jej epoki. Wszyscy podróżowali licznymi sieciami czasoprzestrzeni i oglądali inne cywilizacje i światy. Ana pamiętała jak dziś swoją pierwszą wyprawę, na którą zabrał ją ojciec. Pokazał jej ‘wymarłe’ światy, gdzie niegdyś panowała niepodzielnie przyroda, które dalej istniały, tyle że w innej przestrzeni i czasie. Zwierzęta miały tam kształty i rozmiary tak dalece różne od tego co widziała na rodzinnym Gomos, że gdy wróciła do domu z wrażenia nie mogła usnąć całą noc. Ten dreszczyk podniecenia towarzyszył jej do dziś ilekroć zagłębiała się w plątaninę tuneli wszechświata. Nieraz lubiła skoczyć na oślep w nieznaną przestrzeń. Nigdy jednak nie odważyła się o tym nikomu opowiedzieć, gdyż jej współbracia z pewnością uznaliby ją za szaloną i nieodpowiedzialną, i w konsekwencji pozbawili możliwości podróżowania, a tego by nie zniosła. (więcej…)

Kraniec Wszechświata

Author: Magdalena Janczewska

Rozłożył swe skrzydła szeroko a ja miałem wrażenie, że krańcami wieczności dotykał.

Gdy go zapytałem, jak to jest dotykać krańca świata, odrzekł, że nie wie, gdyż nigdy go w sobie nie poczuł. I zafalowała przestrzeń cała, a mnie się zdawało jakby to skrzydła te wprawiały wszystko w drganie. Zaśmiałem się na głos cały bezgłośnie a echo dudnieniem wielkim przetoczyło się nade mną niosąc dźwięk pełen zdumienia, w którym czuć było zachłyśnięcie się prawdziwa wolnością. Pierwszy łyk był tak ogromny w swym darze, że niemal mnie zatkało i ze zdumieniem spostrzegłem, że nabieram kolejny i kolejny wdech, każdy równie wspaniały. I niemalże dotknąłem krańców skrzydeł anielskich… Za każdym razem gdy zdawało mi się, że są już tuż tuż, horyzont się wydłużał i widziałem, że mogłem sięgać jeszcze dalej i dalej.

-Czy jest jakieś inne teraz?- zapytałem zdumiony swoją nieskończonością. (więcej…)

Opowieści stare jak świat XII

Author: Magdalena Janczewska

Witaj Przyjacielu, to już nasze ostatnie na tych drogach spotkanie. Czas już byś sam stał się sobie najlepszym przyjacielem. Mówisz, że będzie ci brakowało naszych spotkań… Pamiętaj, że rozstanie to tylko ułuda. W istocie nigdy nie byliśmy rozdzieleni. Posmutniałeś… Zastanawiasz się czym wypełnić pustkę po mnie? Przecież znasz odpowiedź. Tak. Miłością. Pragniesz usłyszeć ostatnią opowieść o niej, o największej sile Wszechświata, o sensie i przyczynie. Chcesz wiedzieć dlaczego choć wszyscy potraficie kochać to przychodzi wam to z takim trudem, dlaczego tak proste rozwiązanie wydaje się być tak trudne? Jeżeli miłość potrafi czynić cuda i jest największą tajemnicą i rozwiązaniem to dlaczego stale jest lekceważona? Pytasz, czy ignorancja ludzka jest przyczyną cierpienia…?
Zwolnij Przyjacielu, to wiele pytań, lecz wszystkie w jedną zmierzają stronę. Pytasz dlaczego ludzie nie kochają znając potęgę miłości? A może pytanie powinno brzmieć czy chcą poznać jej moc. Ludzie mylą miłość z przywiązaniem. Próbują zamykać ją w ciasne ramki i układy, robić z niej handel wymienny. Mało kto rozumie, że miłość nie chadza w parze z korzyścią. Czy warto zatem w ogóle kochać, pytasz? Jeśli tak łatwo jest zamienić miłość na przywiązanie? Czy warto wplątywać się w trudne do rozwiązania układy, kiedy wszystko co możesz z nich wynieść to ułuda, że kochasz…
Sam sobie odpowiedziałeś, jak zawsze, mój Przyjacielu. Zastanawiasz się co można zyskać, wynieść, a powinieneś raczej zapytać siebie co możesz wnieść, bo miłość to bezinteresowne dawanie. Mówisz, że to frazes, bajka i nic nowego nie wnosi. Złościsz się, bo trudno ci zaakceptować, że kochać można tylko mając miłość w sobie, a zatem znowu wszystko sprowadza się do tego co już masz w sobie a nie do tego co możesz wziąć od kogoś. Jaki jest zatem sens bycia z drugą osobą pytasz? A ja cię zapytam, jaki jest sens poznawania siebie? Po co w ogóle żyć? Mówisz, że poznawać siebie jest warto, ale nie widzisz już sensu wkładać równie wiele wysiłku w poznanie kogoś… Ech Przyjacielu mój, a kimże jest drugi człowiek jak nie twoim odbiciem w lustrze? A gdybyś tak choć na chwilę założył, że każdy człowiek jakiego spotykasz w danej chwili na swojej drodze jest dokładnie takim lustrem jakiego potrzebujesz by dojrzeć swoje cienie i blaski, co by to zmieniło? Mówisz, że gdyby tak było to wówczas staranniej przyglądałbyś się każdemu człowiekowi i traktował go z dużo większym zainteresowaniem i wyrozumiałością. A teraz wyobraź sobie Przyjacielu, że masz w swoim domu takie idealne lustro, które niemal doskonale odbija większość twoich ukrytych problemów i zakopanych, nierozwiązanych uczuć, emocji, myśli i powikłanych spraw… Tak… Dobrze sądzisz. To ta druga osoba, z którą jesteś na co dzień trzyma dla ciebie to lustro. I znów dobrze wnioskujesz mój Przyjacielu, mając wybór spojrzeć w takie lustro i ujrzeć prawdę o sobie lub nie, mało kto wybrałby to pierwsze. Sam masz wątpliwości czy starczyłoby ci siły by każdego dnia się w nim przyglądać dokładnie i szczerze. Lecz gdyby osoba trzymająca to lustro zapewniłaby cię z oddaniem i miłością, że cokolwiek nie ujrzysz nie może być złe bo jest częścią ciebie, a wszystko czym jesteś jest warte kochania, czy wówczas starczyłoby ci odwagi by lepiej poznać siebie, by zajrzeć głębiej…
Skoro w założeniu drugi człowiek miał być wsparciem i odbiciem innego, to nie rozumiesz dlaczego często był i jest uważany za przeszkodę lub zbędny balast w wędrówce w głąb siebie?
Ludzie wstydzą się i boją prawdy o sobie, a swoje lęki i obawy odbijają jak w lustrze, interpretując to odbicie jako negatywny osąd partnera. Złoszczą się więc i zamykają okiennice by nie patrzeć więcej w obawie przed potępieniem i odrzuceniem. Nie rozumieją, że tym kto odrzuca są oni sami, że czynią się własnymi katami. Gdyby mieli dość miłości by zaakceptować siebie w pełni, wówczas nic co by zobaczyli w lustrze nie zmieniłoby ich opinii na własny temat, ponieważ miłość nigdy nie osądza. I w ten oto sposób Przyjacielu koło się zamyka. Wszystko sprowadza się do uwierzenia, że jesteś bezwarunkowo i w całości kochany, czyż nie jest to najbardziej oczywista i najpiękniejsza prawda na świecie? A zatem śmiało idź przed siebie Przyjacielu, i pamiętaj o jednym, ty też jesteś lustrem dla ludzi, których spotykasz na swojej drodze, co zobaczysz dziś, a co pokażesz jutro, kto się przejrzy w tobie następnym razem? Mówisz, że poczułeś nieodpartą chęć poznania, spotkania siebie w innych wersjach i że nigdy nie sądziłeś, że drugi człowiek może być aż tak fascynujący i zarazem bliski tobie. Cieszę się, że to odkryłeś Przyjacielu. Mając ten klucz prawdy przy sobie nigdy nie zbłądzisz, gdyż zawsze spotkasz na swojej drodze kogoś kto pokaże ci właściwy kierunek. Zatem patrz śmiało i nie rozbijaj luster tylko dlatego, że nie podoba ci się to co w nich widzisz. Z czasem zrozumiesz, że to tylko jedno z wielu odbicie, które przecież nie jest całym tobą. Nie lekceważ jednak żadnego odbicia gdyż każde jest równie cenne, bo każde składa się na całość. Pamiętaj przy tym, że nie ma równie pięknego oblicza jak te, które promieniuje miłością. Więc jeśli zdarzy ci się zwątpić w czyjąś miłość, to przypomnij sobie, że tak naprawdę wątpisz w siebie.
Z wyrazami miłości na ustach żegnam się z Tobą i z Wami Przyjaciele. W sercu zawsze się odnajdziemy i spotkamy.

Opowieści stare jak świat XI

Author: Magdalena Janczewska

„Iluzja czy prawda to jest?”

Witaj Wędrowcze, widzę żeś strapiony i przyjaznego słowa złakniony. Rady mojej potrzebujesz czy może pocieszenia? Jednego i drugiego… Nie doceniasz swej mądrości Wędrowcze. Mówisz, że nie zawsze łatwo jest usłyszeć siebie w chaosie myśli i zawirowań świata. Twierdzisz, że ludzie się gubią ciągle na krętych ścieżkach myśli swoich i sami już nie wiedzą co prawdą jest ich a co kolejnym mirażem. Czujesz się jak spragniony włóczęga na pustyni, który nie wie czy widzi prawdziwą oazę czy zaledwie fatamorganę.
Drogi Przyjacielu, pozwól mi tak się do Siebie zwracać, albowiem bliski memu sercu się stałeś na naszych wspólnych drogach, miraże i fatamorgany, jak je zwiesz, są nieodłączną częścią każdej wędrówki przez pustynię. Od oazy odróżnia je jedynie to, że prawdziwa ugasi twe pragnienie a pozostałe będą jedynie mamić cię obietnicami bez pokrycia.
Wyglądasz na spragnionego i zmęczonego długą wędrówką Przyjacielu. Odpocznij przez chwilę i napij się czystej wody, która orzeźwi i rozjaśni umysł twój. Pytasz czy mam dla Ciebie radę, która oświetli ci drogę i wskaże kierunek. Chciałabym odpowiedzieć, że mam, lecz byłaby to nieprawda. Nie mogę naszkicować ci gotowej mapy, bo nie znam świata twego Przyjacielu. Każdy jest Rysownikiem własnego świata i powinien bacznie uważać komu oddaje ten jedyny w swoim rodzaju przywilej szkicowania mapy świata. To ty decydujesz komu dajesz władzę w swoim świecie. Zapytaj więc wpierw siebie czy jest ktoś poza Tobą, Bogiem Twoim, kto lepiej poprowadziłby cię przez drogi wszechświata. Myślisz, że są na tym świecie ludzie lepiej obdarowani niż ty? Sądzisz, że znalazłbyś mędrca, który znałby lepiej pragnienia serca twego od ciebie?
Mówisz, że nie musi znać pragnień twoich, wystarczy, że przeszedł tą samą drogą i dotarł do celu. Powiedz mi zatem Przyjacielu, skąd wiesz, że ta sama droga zaprowadzi i ciebie do celu. Czy jesteś pewien, że twoje szczęście i szczęście mędrca to jednakowa radość? Nie ma dwóch identycznych dróg. Nie ma dwóch jednakowych światów, bo nie ma dwóch takich samych ciebie.
Czy jest zatem coś pewnego na tym świecie, pytasz? Ludzie mawiają, że nie ma nic mniej trwałego i niepewnego od uczuć, a ja ci powiadam, że nie ma nic prawdziwszego od Uczuć Twoich.
Mówisz, że nie rozumiesz uczuć swoich i nie ma nic bardziej mylącego niż plątanina odczuć, pośród których nie sposób znaleźć spokojnej myśli. Nie o Uczuciach prawisz Przyjacielu drogi lecz o emocjach swoich. Mówisz, że nie widzisz różnicy pomiędzy jednymi a drugimi? Posłuchaj zatem opowieści o ludziach, którzy znali prawdziwą wartość Uczuć swoich…
Żyła niegdyś rodzina, której potomkowie z pokolenie na pokolenie przekazywali sobie tajemnicę szczęśliwego istnienia. Wszyscy najmłodsi jej członkowie byli od wczesnych lat w duchu jednej zasady chowani, wierności prawdziwych uczuć swoich. Gdy zakradła się do serc ich myśl fałszywa szybko uczyli się rozpoznawać ją, gdy tylko przejawiała się w ich rzeczywistości. Pytasz po czym rozpoznawali, że była to myśl fałszywa? Po tym, że kłóciła się z najwyższym pojęciem radości i miłości jakie serce ich kochało. Nauczeni doświadczeniem lat dziecięcych ludzie owi wiedzieli, że najwyższy i najlepszy doradca jest zawsze w ich wnętrzu, a każda rada, nieważne z jak mądrych i sławnych ust by padła, była zafałszowana wizerunkiem innych doświadczeń świata. Jednym ze szczęśliwych wychowanków tejże rodziny był pewien chłopak o imieniu Rafael. Słuchał on zawsze szeptu serca swego i nigdy nie zbaczał z raz obranej drogi. Toteż gdy serce jego zapragnęło zwiedzać świat, ruszył on w drogę przez nikogo nie zatrzymywany. Rafael spotykał na ścieżkach swoich różnych ludzi i widział wiele miraży, żaden jednak nie zdołał omamić serca jego i przekonać o swojej prawdziwości. Jeden tylko raz Rafael zbłądził nasłuchując serca swego. Pomylił on głośne fanfary z cichym szeptem jego… Na drodze Rafaela stanęła dziewczyna, piękna lecz nie prawdziwa. Nie poznał on zrazu, że iluzję wokół siebie roztacza, gdyż serce jego biło mocniej niż zwykle, a myśli biegały jak szalone. Czuł wyraźnie przecież podnietę, ekscytację i radość. Emocje te tak potężnie w nim zagrały, że młodzieniec sam był zdziwiony własną reakcją. Uznał więc, że skoro nigdy wcześniej nic tak wielkich emocji w nim nie wzbudziło, musiał prawdziwe uczucie napotkać. Jedno tylko go martwiło, serce jego wydawało się zmienić swój rytm i głos. Nie mówiło do niego już jak dawniej, cicho i czule, nie przynosiło ukojenia i słodkiego spokoju. Teraz dudniło niczym dzwon, który zagłuszał wszystko inne. Rafael nie widział już świata, nie czuł zapachu kwiatów, nie słyszał szumu rzeki, tylko czekał aż piękna dziewczyna zjawi się znowu i wniesie odrobinę światła do jego serca. Dni bez niej mijały jako szare i niekończące się, lecz gdy ona była w pobliżu nabierały znów barw. Nieszczęście młodzieńca polegało na tym, że wybranka jego mężatką już była i czasu swego ni serca oddać w całości mu nie chciała. Rafael jednak ufał sercu swemu i wierzył, że dziewczyna musiała czuć to samo, gdyż wiedział że nie ma nic piękniejszego i prawdziwszego niż dwa serca bijące w tym samym rytmie. Po jakimś czasie jednak młodzieniec zorientował się, że dni robiły się coraz dłuższe a jego wybranka coraz rzadziej go odwiedzała. Wtedy to po raz pierwszy Rafael złamał swoją święta zasadę i w odruchu rozpaczy poprosił dziewczynę o radę. Zapytał ją czy powinien zostać czy odejść, na co ona odrzekła mu, że dla niej znaczenia to nie ma, a on powinien uczynić tak jak czuje. Słowa te zabrzmiały znajomo i odbiły się głuchym echem na dnie serca jego. I wówczas dopiero Rafael usłyszał, że było ono puste. Nie było tam nic co mogłoby wypełnić tę pustkę. Spojrzał ponownie na piękność siedzącą na skraju jego łóżka i nagle zobaczył, że przez cały ten czas był sam. Odrzucił swoje serce i wydał się na pastwę fałszywej wizji świata. Iluzja znikła tak szybko jak się pojawiła. Zanim opuścił to miejsce obejrzał się tyko raz za siebie…by podziękować. Z pokorą ruszył przed siebie, z cierpliwością i trwogą nasłuchując serca swego w nadziei, że znów przemówi do niego. A kiedy w końcu po dniach wielu nieśmiało przemówiło łzy ulgi napłynęły mu do oczu. Świat znów nabrał barw, a on poczuł, że znów nosi miłość w sobie…i do siebie.
Czy pokochał jeszcze kogoś pytasz? Nie smuć się Przyjacielu, pytanie twe sprawia mi radość, lecz martwisz się zbytecznie. Rafael pokochał wielu ludzi na swej drodze, gdyż znał już klucz do prawdziwej miłość. Wiedział, że wystarczyło kochać siebie by móc kochać świat. Kiedy patrzył oczyma serca swego widział tylko prawdę, kiedy słuchał serca swego żadna fałszywa nuta nie omamiła go. Serce było mapą świata jego, a któż lepiej rozumiał mowę szeptu serca tego niż on sam? Od tamtej pory Rafael zawsze z wdzięcznością wspominał piękną dziewczynę, która przywróciła mu miłość i szept serca własnego. A porady? Jedna okazała się pomocna – słuchaj serca swego.
Pytasz jak masz poznać głos serca swego? Przyjacielu kochany, mnie o to pytasz? O radę mnie prosisz? A skąd ja mam to wiedzieć kiedy nigdy nie słyszałam serca twego. Twoim tajemnym językiem ono mówi i ciebie zna najlepiej, twe tajemnice i marzenia skryte. Zapytaj i nasłuchuj cierpliwie, a może w ciszy usłyszysz słodkie słowa prawdy. Uwierz mi, tego głosu nie da się z niczym pomylić, niesie spokój i ukojenie, trzyma na wodzy rozszalałe emocje i rozsupłuje najbardziej zagmatwane myśli.
Zostawię cię teraz samego, ale nie samotnego. Zanim ruszysz dalej upewnij się przyjacielu, że masz za doradcę prawdziwego przewodnika – swego wewnętrznego mędrca. Uwierz mi, każdy go ma w sercu swoim, tylko nie każdy z nim rozmawia.
Mam nadzieję, że gdy znowu ścieżki nasze się przetną, będziesz jaśniej czytał, a być może nawet i szkicował mapę świata w sobie…

Opowieści stare jak świat X

Author: Magdalena Janczewska

Ujrzeć siebie

Już kolejny raz się spotykamy Wędrowcze. Widzę, żeś zadowolony z życia tym razem. Mówisz, że postanowiłeś wziąć sobie do serca moje rady i uśmiechać się do świata. Z pewnością świat się ucieszy i ci to okaże. Przypomina to trochę patrzenie w taflę czystej, niczym nie zmąconej wody, wszystko zależy od tego kto i jak patrzy. Znałam niegdyś kobietę, która co dzień obserwowała swoje odbicie w lustrzanej wodzie stawu. Każdego ranka przychodziła do oka wodnego ukrytego pośrodku zaczarowanego lasu. Dlaczego zaczarowanego pytasz? Ludzie mawiali, że las ów był tak cudny, kusząco piękny, że niejednego omamił swym czarem. Polanka, na którą chadzała kobieta też była niezwykła. Mieszkały tam wszystkie stworzenia tego świata. Zwabione urokiem tego miejsca, chętnie tam przybywały. Co było tak specjalnego w tym miejscu? Cóż Wędrowcze mogłabym powiedzieć że nic i wszystko. Był tam zielony i wolny las, swobodny, niczym nieskrępowany szmer koron drzew, śmiech duszków leśnych i blask szczególnie łaskawego słońca. Ziemia kwitła radością a wszystko co żyło było przepełnione wdzięcznością. Pytasz czy są jeszcze takie miejsca na Ziemi? Są Wędrowcze, tylko niewielu umie patrzeć i czerpać z tego dobrodziejstwa z szacunkiem należnym każdemu troskliwemu rodzicielowi.
Kobieta, która przychodziła co dzień do tego urokliwego lasu, miała w duszy radość, wiele pragnień krążących w głowie, nie miała natomiast wdzięczności i szacunku do tego co już posiadała. Wszystkie istoty i stworzenia leśne z ciekawością ale i niepokojem obserwowały kobietę. Była ona jakże podobna do nich a zarazem tak odmienna. Jej dusza śpiewała z radości gdy przechadzała się po leśnych ścieżkach a głos wtórował jej, niosąc wesołą nowinę światu. Kiedy kobieta przychodziła nad staw, zawsze siadała na miękkiej trawie i z zaciekawieniem spoglądała w lustrzaną taflę. Za każdym razem dziewczyna, którą widziała była inna i inne rzeczy jej mówiła. Raz była uśmiechnięta i wesoła i kobieta myślała że świat jest piękny i beztroski, raz zadumana i dziewczyna zastanawiała się co ją trapi, innym razem smutna… Kiedy kobieta zaglądała w lustro wodne i widziała w niej odbicie przepełnionych bezdennym smutkiem oczu, wtedy cały leśny świat zamierał jakby wstrzymując oddech. Z niepokojem i bólem istoty obserwowały kobietę usilnie próbując przegnać jej smutek, wabiły ją tanecznym ruchem gałęzi i gibkością traw, ptaki zaś śpiewały specjalnie dla niej w ten dzień, lecz ona nie widziała nic, nie słyszała nic, a jej dusza nie śpiewała. Z uwagą wpatrywała się w swoje odbicie w wodzie. Smutna twarz nic nie mówiła tylko patrzyła na nią z niemym wyrzutem. Wtedy kobieta się zezłościła, nie podobało się jej, że tak na nią patrzyła. Nagle cała polana wydała się jej dziwnie nieprzychylna. Wzięła do ręki kamień i rzuciła ze złością w wodę. Dziewczyna znikła, ale tylko na chwilę, żeby zaraz znowu pojawić się i ją oskarżać o swoje nieszczęścia. Wszystkie istoty i stworzenia patrzyły na człowieka i nie potrafiły pojąć dlaczego wyrządza sobie taką krzywdę. Drzewa łagodnym szumem starały się ukoić jej gniew lecz ona odrzucała wszystko. Wkrótce zaczęła głośno pomstować na wodę i drzewa, zwierzęta i ziemię. Krzyczała na Boga i jego stworzenia, bo nie chciała i nie potrafiła patrzeć na siebie. Nie rozumiała czego dziewczyna z wody od niej chciała. W końcu opadła z sił a jej krzyk rozpaczy przeszedł w szloch. Spojrzała z determinacją w oczach na kobietę w stawie i z krzywym uśmiechem złowieszczej satysfakcji weszła do wody. Z każdym jej krokiem świat wokół niej zamierał z trwogi i rozpaczy. A gdy całkiem połączyła się w jedno ze swoim odbiciem, a twarz znikła z lustrzanej tafli zmieniło się wszystko. Polana nie była już radosna a szum drzew wesoły. Istoty wiedziały, że wkrótce przyjdą tu inni i las obwinią za jej los. I tak oto, podobni do kobiety opowiadali, że zaczarowany las pochłonął kolejne życie. Ludzie potem nadal przychodzili do wody, lecz z coraz większym strachem w sercach. Ich lęk postawił niewidzialną barierę pomiędzy nimi a lasem. W ten oto sposób zapomnieli, że ten sam las ich kiedyś wspierał, że był radością, źródłem pokarmu i wewnętrznego odnalezienia. W końcu ze strachu ludzie wycięli las i nikt już więcej nie próbował zaglądać do wody.
A co by było, pytasz, gdyby ktoś tam zajrzał jednak? Co by ujrzał, kogo zobaczył? Nie jest ważne co by zobaczył tylko jak i po co by zaglądał w lustro Wędrowcze. A ty gdy patrzysz w lustro co pragniesz w nim znaleźć i kogo winisz jeżeli obraz nie jest takim jakiego się spodziewałeś? Czego się lękasz bardziej, tego co możesz zobaczyć, czy własnego nieprzychylnego spojrzenia?