Rajski Ogród

Author: Magdalena Janczewska

Idę powoli, z uwagą słuchając szeptu cichego, cichego jak szum listka, nieśmiałego. Tak łatwo go spłoszyć. Staram się pamiętać o jego skromności, bo tam właśnie, w tej pokorze znajduję studnię piękna i wylewności, której nie sposób wyrazić słowami.

Idę więc po zaczarowanym ogrodzie i powolutku przesuwam obrazy przed sobą, ten zapach krzewu z małymi czarnymi kulkami…to zapach dzieciństwa i wspomnień, tych dobrych…Gdy tylko oderwałam wzrok od dzieciństwa, lekkie zdziwienie, radosne i różowe przemknęło przeze mnie, unaoczniając zaskoczenie w postaci żywo kolorowej gałęzi zdawałoby się tylko zielonkawego drzewa. A tu ten róż wyskoczył tak nagle, niespodziewanie, taki frywolny i wesoły, że trudno było uśmiech powściągnąć, bo i po co? Uśmiecham się więc i patrzę i nadziwić się nie mogę jaką różnorodnością mnie goszczą w tym rajskim ogrodzie. Dziwię się nawet własnemu śmiechowi, bo któż by przypuszczał, że w jednej gałęzi, niesamowitej co prawda, kryje się uśmiech świata. Ach ten róż…

Podążam dalej, już z uśmiechem na ustach. Nie uszłam pół kroku nawet, a tu wyrasta przede mną potęga wielka, szumiąca i piękna w swej powadze. Symfonia szumiących, wdzięcznie tańczących kształtnych listków, wygina się z gracją bez wysiłku i mówi…. Ten głos niesie muzykę w przestworza dalekie, wygrywa wietrzne melodie, dziś walc to był niebiański. Niemalże chcę się skłonić przed majestatem korony wysoko ponad moją osobą, ale spuszczam tylko lekko głowę zawstydzona własnym myślami i z szacunkiem przechodzę obok statecznego mądrego wiekami pnia. Jego pomarszczona skóra jeszcze przez chwilę przykuwa moją uwagę i przypomina o prastarej wiedzy dostępnej nam…właśnie tu. Zaraz wzrok mój jednak pada na tajemniczą ścieżkę i cichutki głos szepce kojąco i słodko – tu jest jeden z wielu małych ogrodów rajskich ukrytych na Ziemi. Rozglądam się wkoło i rzeczywiście nadziwić się dalszym ciągiem cudów nie mogę, dziesiątki istnień przechodzi tędy dnia każdego i nikt się nie dziwi, mało kto słucha, mało kto widzi. A ja czuję się jak Alicja w krainie czarów, taka dumna i przejęta, że mogę obejrzeć to miejsce na Ziemi. Wstępuję z lekkim strachem, a serce miota się niespokojnie w piersi. Ale wkoło mnie cisza, której się tu nie spodziewałam, bezpieczeństwo i krąg starych przyjaciół, którzy specjalnie dla mnie przyszli tu dziś by mi dać poczucie ciepła, spokoju, domu. Ze łzami na policzkach stoję w zaczarowanym kręgu i zalewa mnie fala miłości, serdeczności, której źródło jest wieczne, nieskalane i wiem, że nic ponad to uczucie nie ma znaczenia. Napełniam się nim po brzegi i wdycham ukojenie. Nigdy ci go nie zabraknie, słyszę szept cichutki i czuję jak oddycham całą powierzchnią skóry, oddycham światłem, złotymi drobinkami mieniącymi się w blasku ogarniającego nas zewsząd światła. Dziękuję głęboko wzruszona i skłaniam się głęboko z szacunkiem.

Wychodzę po chwili niemierzalnej czasem, bo wiem, że iść dalej znaczy zobaczyć, poznać dalej. Żegna mnie obietnica stałości i nieskończonej miłości, tego utracić się nie da. Wzdycham z lekkim  żalem i nie oglądam się już za siebie. Wychodzę na przestrzeń jasną i otwartą, tu wolność woła! Rozpiera i fruwa nieskrępowanie, marzenie największe moje… Wolnym być, czujesz to? – pyta cichutko głosik. Tak, myślę lekko zaskoczona własnym stwierdzeniem, zapach wolności…pomieszany z błękitem nieba unosi mnie do góry, szybuję na skrzydłach wiatru, niesie moje dłonie, twarz i bawi się wesoło włosami. Jest niczym nieskrępowany! Śmiech narasta w płucach, i narasta i wybucha głośno, niepowstrzymanie, jak wiatr gdy hula na bezdrożach bez granic i reguł, wolny i swobodny. Powolutku opadam na ziemię wraz z pierwszymi promykami słońca, wystawiam twarz na chwilę do wiecznej tarczy i przez chwilę poddaję się delikatnej pieszczocie. Czuję jak głaska z czułością moje policzki, niemalże mam ochotę mruczeć jak kot… i znów mój uśmiech delikatny przywołuje koci pomruk, niemalże słyszalny z głębin cichutkiego szeptu. Docieram do skraju polany i wiem, że to już koniec przechadzki po rajskim ogrodzie, tak niewidzialnym dla ludzi, że chciałoby się powiedzieć, że niemalże zakazanym. I wnet na skraju samym zatrzymuje mnie szmer wdzięczny i delikatny. Spoglądam w bok, a tu prezent, niespodziewany, piękny, ostatni. Mała brzózka, jak tancereczka, baletnica pełna gracji i świeżości. Taka młoda i niewinna, że wzrok trudno od niej oderwać. A ten głos! Powabny, i kochany. Mówił, mówił specjalnie dla mnie. Stałam tam jak oczarowana, wsłuchana w szept, który sprawił, że nawet cichy głosik wewnątrz mnie zastygł by posłuchać. A ona mówiła i śpiewała i wabiła, by zajrzeć, pamiętać i nie zapominać, jakby odbijała ostatni ślad w pamięci mej, bym wychodząc nie zapomniała przygody tej. Obudź się, zobacz i zapamiętaj melodię tę, a ona poprowadzi cię do wnętrza rajskiego ogrodu.

Dotyk Anioła

Author: Magdalena Janczewska

Radością i świeżością pachnie ten świat, ma zapach kwiecisty i czuły.

Wiatr łagodnie niesie powiew trzepotania skrzydeł delikatnie falujących powietrze.

W kropli wody tęcza lśni, woda nie moczy nic, nie czyści nic, tylko odzwierciedla czystość.

Nutkę śpiewu niepełną pochwycić zdołałam…

Anielski głos zatańczył, nieomal otarł się miękko o skórę moją, jakby nieśmiało tłumacząc, że więcej na razie przekazać mi nie zdoła.

I ta słodycz, pełna ekstazy unosząca się w powietrzu niczym nektar do spijania!

Wzrok, najsłabszy ze zmysłów wszech, nie spojrzał, w obawie przed przekłamaniem….

Pasja

Author: Magdalena Janczewska

              Pasja jest niezbędna by żyć, być, czuć, tworzyć. Aniela wiedziała o tym doskonale, i zawsze starała się żyć jakby patrzyła na świat oczyma dziecka. Wszędzie, gdy tylko sobie o tym przypomniała, potrafiła dostrzec cudy i dziwy istnienia. Czasem śmiała się do siebie zaskoczona swoją naiwnością i prostą radością. Kto by pomyślał, że ziemia może tak zaskakująco pachnieć, domem, obietnicą rozkoszy i spełnienia? A te zielone listki i woń żywicy z drzewa – czy może być coś bardziej doskonałego niż natura? Czy słońce prześwitujące przez konary drzew, zapalające radosne błyski w oku nie jest już przepychem samo w sobie, a co dopiero mówić w połączeniu z wiosną! I gdyby nie te wszystkie cuda wkoło, Aniela myślała, że dawno już by przestała żyć. Kiedy brakowało jej niezbędnej do przeżycia duszy pasji i radości, zostawało jej tylko szukać pocieszenia. Ostatnio Aniela miała przykre wrażenie gniotące ją na dnie za ciasnego nagle brzucha, że się po prostu wypaliła. Nie czuła nic. Nie chciała nic…sama już nie wiedziała czy ma marzenia…czy tylko uważa, że powinna je mieć. Bo kimże jest człowiek bez marzeń, kukłą bez motywacji do kroczenia. Zastanawiała się czy marzenia można sklasyfikować, na te bardziej pożyteczne i mniej, na bardziej oryginalne i mniej…na własne i zapożyczone. Aniela często się zastanawiała co znaczy marzyć po swojemu, tylko dla siebie. I kim ona była? Bo jeżeli miała już marzyć tylko dla siebie, to czego chciała ta ona, którą przecież tak słabo znała… Aniela, Aniela, imię jak każde inne, nic o niej nie mówiło. Pasja, entuzjazm, te słowa brzmiały głucho, obco, gdzie szukać natchnienia dla kogoś kogo tak słabo się zna? Aż bała się zapytać czy jej wiara jest jej własna czy może zapożyczona. Bo jeżeli nie miała już wiary…nie miała nadziei…nie miała życia. Ale na szczęście wszystko wkoło przeczyło tej pustej teorii. Świat tętnił życiem. Dzięki Bogu! Czy to możliwe żeby wszechświat zostawił ją tak bez słowa, bez dźwięku jednego? Samą? Pustą? Bez imienia? Czy mogła zostać tak po prostu pominięta w wielkim planie tworzenia? Nie możliwe! Wszystko dookoła miało swoje miejsce, swój dźwięk, smak i barwę, idealnie wpasowaną w całość. A zatem tylko jej wewnętrzny świat był pusty i pobrzmiewał głuchym echem. Zastanawiała się jak nadać mu jakiś dźwięk i jaki mógłby to być odgłos, czego? Co miałby zapowiadać? Znała już głos głuchy…pusty.. i taki pełen smutku i rozpaczy. Nie chciała go odtwarzać. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Ktoś jej kiedyś powiedział, że jeżeli nie wie czego chce to już połowa sukcesu, po drugiej stronie przeważnie znajdują się rzeczy, których się pragnie. A zatem żeby odkryć swoją pasję musiała najpierw poznać jej brak, aż do skrajności, nieznośnej, bezdennej, czarnej rozpaczy. Teraz chciała zadźwięczeć radośnie, i dlatego chciała umieć słuchać. Bo od kogóż najlepiej się uczyć jak nie od najdoskonalszych wirtuozów. Doskonały rytm, takt i melodia, wszystko to istniało w naturze, a ona była jej doskonałą częścią, doskonałym stworzeniem. Stąd już tylko krok do zobaczenia siebie w całości, była nutą w symfonii Beethovena, była promieniem w tarczy słońca, bez jej dźwięku i blasku całość nie była doskonała. Aniela patrzyła na swoje odbicie i nadziwić się nie mogła dlaczego wcześniej nie potrafiła tego dostrzec, ona przecież cały czas grała! Co prawda ostatnio fałszowała, ale nadal grała. I stąd ten niesmak, apatia i brak radowania się. Ona po prostu nie była sobą, nie brzmiała sobą. Nic dziwnego! Jaki muzyk zniósłby słuchanie wkoło tego samego fałszującego kompozytora!

            Aniela zdecydowanie krok po kroku odrzucała wszystkie siebie, które nie były nią, dzień za dniem, najpierw mozolnie z trudem, potem coraz lżej. Przypominało to trochę sprzątanie mieszkania, im więcej gratów wyrzuciła, tym jaśniej i czyściej się robiło, a ona powoli zaczynała dostrzegać zarys prawdziwego domu. Widziała już radość w sobie, jej zalążek, wielce obiecujący jednakże. To zupełnie jak z pąkiem kwiatka, który kupujesz w kwiaciarni bez nazwy i z niecierpliwością czekasz co z niego się wyłoni. Wiesz, że będzie piękny, twój, niepowtarzalny, ale nie znasz szczegółów…i z każdym dniem napawa cię radość oczekiwania. Z ekscytacją podlewasz swoją roślinkę i sam nie zdajesz sobie nawet sprawy, że to już jest pasja, że samo podlewanie i czekanie jest tworzeniem swojej wizji kwiatka. I wtedy Aniela zrozumiała, że dla nikogo innego ten kwiat nie będzie miał takiego znaczenia jak dla niej, dla zwykłego przechodnia, może być to nawet przeciętny mleczak. A zatem, czy miała w sobie dość miłości żeby spojrzeć na siebie z pasją i entuzjazmem? Czy miała dość zapału by tworzyć siebie na nowo i wciąż od początku z pasją, radością i… tak…z zachwytem nad cudem istnienia….własnego? Czy miała?            

            Śmieszne pytanie Anielu, dość tego droczenia się z sobą, czas przygotować się do koncertu, a w duszy niech gra muzyka…..

Opowieści stare jak świat XII

Author: Magdalena Janczewska

Witaj Przyjacielu, to już nasze ostatnie na tych drogach spotkanie. Czas już byś sam stał się sobie najlepszym przyjacielem. Mówisz, że będzie ci brakowało naszych spotkań… Pamiętaj, że rozstanie to tylko ułuda. W istocie nigdy nie byliśmy rozdzieleni. Posmutniałeś… Zastanawiasz się czym wypełnić pustkę po mnie? Przecież znasz odpowiedź. Tak. Miłością. Pragniesz usłyszeć ostatnią opowieść o niej, o największej sile Wszechświata, o sensie i przyczynie. Chcesz wiedzieć dlaczego choć wszyscy potraficie kochać to przychodzi wam to z takim trudem, dlaczego tak proste rozwiązanie wydaje się być tak trudne? Jeżeli miłość potrafi czynić cuda i jest największą tajemnicą i rozwiązaniem to dlaczego stale jest lekceważona? Pytasz, czy ignorancja ludzka jest przyczyną cierpienia…?
Zwolnij Przyjacielu, to wiele pytań, lecz wszystkie w jedną zmierzają stronę. Pytasz dlaczego ludzie nie kochają znając potęgę miłości? A może pytanie powinno brzmieć czy chcą poznać jej moc. Ludzie mylą miłość z przywiązaniem. Próbują zamykać ją w ciasne ramki i układy, robić z niej handel wymienny. Mało kto rozumie, że miłość nie chadza w parze z korzyścią. Czy warto zatem w ogóle kochać, pytasz? Jeśli tak łatwo jest zamienić miłość na przywiązanie? Czy warto wplątywać się w trudne do rozwiązania układy, kiedy wszystko co możesz z nich wynieść to ułuda, że kochasz…
Sam sobie odpowiedziałeś, jak zawsze, mój Przyjacielu. Zastanawiasz się co można zyskać, wynieść, a powinieneś raczej zapytać siebie co możesz wnieść, bo miłość to bezinteresowne dawanie. Mówisz, że to frazes, bajka i nic nowego nie wnosi. Złościsz się, bo trudno ci zaakceptować, że kochać można tylko mając miłość w sobie, a zatem znowu wszystko sprowadza się do tego co już masz w sobie a nie do tego co możesz wziąć od kogoś. Jaki jest zatem sens bycia z drugą osobą pytasz? A ja cię zapytam, jaki jest sens poznawania siebie? Po co w ogóle żyć? Mówisz, że poznawać siebie jest warto, ale nie widzisz już sensu wkładać równie wiele wysiłku w poznanie kogoś… Ech Przyjacielu mój, a kimże jest drugi człowiek jak nie twoim odbiciem w lustrze? A gdybyś tak choć na chwilę założył, że każdy człowiek jakiego spotykasz w danej chwili na swojej drodze jest dokładnie takim lustrem jakiego potrzebujesz by dojrzeć swoje cienie i blaski, co by to zmieniło? Mówisz, że gdyby tak było to wówczas staranniej przyglądałbyś się każdemu człowiekowi i traktował go z dużo większym zainteresowaniem i wyrozumiałością. A teraz wyobraź sobie Przyjacielu, że masz w swoim domu takie idealne lustro, które niemal doskonale odbija większość twoich ukrytych problemów i zakopanych, nierozwiązanych uczuć, emocji, myśli i powikłanych spraw… Tak… Dobrze sądzisz. To ta druga osoba, z którą jesteś na co dzień trzyma dla ciebie to lustro. I znów dobrze wnioskujesz mój Przyjacielu, mając wybór spojrzeć w takie lustro i ujrzeć prawdę o sobie lub nie, mało kto wybrałby to pierwsze. Sam masz wątpliwości czy starczyłoby ci siły by każdego dnia się w nim przyglądać dokładnie i szczerze. Lecz gdyby osoba trzymająca to lustro zapewniłaby cię z oddaniem i miłością, że cokolwiek nie ujrzysz nie może być złe bo jest częścią ciebie, a wszystko czym jesteś jest warte kochania, czy wówczas starczyłoby ci odwagi by lepiej poznać siebie, by zajrzeć głębiej…
Skoro w założeniu drugi człowiek miał być wsparciem i odbiciem innego, to nie rozumiesz dlaczego często był i jest uważany za przeszkodę lub zbędny balast w wędrówce w głąb siebie?
Ludzie wstydzą się i boją prawdy o sobie, a swoje lęki i obawy odbijają jak w lustrze, interpretując to odbicie jako negatywny osąd partnera. Złoszczą się więc i zamykają okiennice by nie patrzeć więcej w obawie przed potępieniem i odrzuceniem. Nie rozumieją, że tym kto odrzuca są oni sami, że czynią się własnymi katami. Gdyby mieli dość miłości by zaakceptować siebie w pełni, wówczas nic co by zobaczyli w lustrze nie zmieniłoby ich opinii na własny temat, ponieważ miłość nigdy nie osądza. I w ten oto sposób Przyjacielu koło się zamyka. Wszystko sprowadza się do uwierzenia, że jesteś bezwarunkowo i w całości kochany, czyż nie jest to najbardziej oczywista i najpiękniejsza prawda na świecie? A zatem śmiało idź przed siebie Przyjacielu, i pamiętaj o jednym, ty też jesteś lustrem dla ludzi, których spotykasz na swojej drodze, co zobaczysz dziś, a co pokażesz jutro, kto się przejrzy w tobie następnym razem? Mówisz, że poczułeś nieodpartą chęć poznania, spotkania siebie w innych wersjach i że nigdy nie sądziłeś, że drugi człowiek może być aż tak fascynujący i zarazem bliski tobie. Cieszę się, że to odkryłeś Przyjacielu. Mając ten klucz prawdy przy sobie nigdy nie zbłądzisz, gdyż zawsze spotkasz na swojej drodze kogoś kto pokaże ci właściwy kierunek. Zatem patrz śmiało i nie rozbijaj luster tylko dlatego, że nie podoba ci się to co w nich widzisz. Z czasem zrozumiesz, że to tylko jedno z wielu odbicie, które przecież nie jest całym tobą. Nie lekceważ jednak żadnego odbicia gdyż każde jest równie cenne, bo każde składa się na całość. Pamiętaj przy tym, że nie ma równie pięknego oblicza jak te, które promieniuje miłością. Więc jeśli zdarzy ci się zwątpić w czyjąś miłość, to przypomnij sobie, że tak naprawdę wątpisz w siebie.
Z wyrazami miłości na ustach żegnam się z Tobą i z Wami Przyjaciele. W sercu zawsze się odnajdziemy i spotkamy.

Opowieści stare jak świat XI

Author: Magdalena Janczewska

„Iluzja czy prawda to jest?”

Witaj Wędrowcze, widzę żeś strapiony i przyjaznego słowa złakniony. Rady mojej potrzebujesz czy może pocieszenia? Jednego i drugiego… Nie doceniasz swej mądrości Wędrowcze. Mówisz, że nie zawsze łatwo jest usłyszeć siebie w chaosie myśli i zawirowań świata. Twierdzisz, że ludzie się gubią ciągle na krętych ścieżkach myśli swoich i sami już nie wiedzą co prawdą jest ich a co kolejnym mirażem. Czujesz się jak spragniony włóczęga na pustyni, który nie wie czy widzi prawdziwą oazę czy zaledwie fatamorganę.
Drogi Przyjacielu, pozwól mi tak się do Siebie zwracać, albowiem bliski memu sercu się stałeś na naszych wspólnych drogach, miraże i fatamorgany, jak je zwiesz, są nieodłączną częścią każdej wędrówki przez pustynię. Od oazy odróżnia je jedynie to, że prawdziwa ugasi twe pragnienie a pozostałe będą jedynie mamić cię obietnicami bez pokrycia.
Wyglądasz na spragnionego i zmęczonego długą wędrówką Przyjacielu. Odpocznij przez chwilę i napij się czystej wody, która orzeźwi i rozjaśni umysł twój. Pytasz czy mam dla Ciebie radę, która oświetli ci drogę i wskaże kierunek. Chciałabym odpowiedzieć, że mam, lecz byłaby to nieprawda. Nie mogę naszkicować ci gotowej mapy, bo nie znam świata twego Przyjacielu. Każdy jest Rysownikiem własnego świata i powinien bacznie uważać komu oddaje ten jedyny w swoim rodzaju przywilej szkicowania mapy świata. To ty decydujesz komu dajesz władzę w swoim świecie. Zapytaj więc wpierw siebie czy jest ktoś poza Tobą, Bogiem Twoim, kto lepiej poprowadziłby cię przez drogi wszechświata. Myślisz, że są na tym świecie ludzie lepiej obdarowani niż ty? Sądzisz, że znalazłbyś mędrca, który znałby lepiej pragnienia serca twego od ciebie?
Mówisz, że nie musi znać pragnień twoich, wystarczy, że przeszedł tą samą drogą i dotarł do celu. Powiedz mi zatem Przyjacielu, skąd wiesz, że ta sama droga zaprowadzi i ciebie do celu. Czy jesteś pewien, że twoje szczęście i szczęście mędrca to jednakowa radość? Nie ma dwóch identycznych dróg. Nie ma dwóch jednakowych światów, bo nie ma dwóch takich samych ciebie.
Czy jest zatem coś pewnego na tym świecie, pytasz? Ludzie mawiają, że nie ma nic mniej trwałego i niepewnego od uczuć, a ja ci powiadam, że nie ma nic prawdziwszego od Uczuć Twoich.
Mówisz, że nie rozumiesz uczuć swoich i nie ma nic bardziej mylącego niż plątanina odczuć, pośród których nie sposób znaleźć spokojnej myśli. Nie o Uczuciach prawisz Przyjacielu drogi lecz o emocjach swoich. Mówisz, że nie widzisz różnicy pomiędzy jednymi a drugimi? Posłuchaj zatem opowieści o ludziach, którzy znali prawdziwą wartość Uczuć swoich…
Żyła niegdyś rodzina, której potomkowie z pokolenie na pokolenie przekazywali sobie tajemnicę szczęśliwego istnienia. Wszyscy najmłodsi jej członkowie byli od wczesnych lat w duchu jednej zasady chowani, wierności prawdziwych uczuć swoich. Gdy zakradła się do serc ich myśl fałszywa szybko uczyli się rozpoznawać ją, gdy tylko przejawiała się w ich rzeczywistości. Pytasz po czym rozpoznawali, że była to myśl fałszywa? Po tym, że kłóciła się z najwyższym pojęciem radości i miłości jakie serce ich kochało. Nauczeni doświadczeniem lat dziecięcych ludzie owi wiedzieli, że najwyższy i najlepszy doradca jest zawsze w ich wnętrzu, a każda rada, nieważne z jak mądrych i sławnych ust by padła, była zafałszowana wizerunkiem innych doświadczeń świata. Jednym ze szczęśliwych wychowanków tejże rodziny był pewien chłopak o imieniu Rafael. Słuchał on zawsze szeptu serca swego i nigdy nie zbaczał z raz obranej drogi. Toteż gdy serce jego zapragnęło zwiedzać świat, ruszył on w drogę przez nikogo nie zatrzymywany. Rafael spotykał na ścieżkach swoich różnych ludzi i widział wiele miraży, żaden jednak nie zdołał omamić serca jego i przekonać o swojej prawdziwości. Jeden tylko raz Rafael zbłądził nasłuchując serca swego. Pomylił on głośne fanfary z cichym szeptem jego… Na drodze Rafaela stanęła dziewczyna, piękna lecz nie prawdziwa. Nie poznał on zrazu, że iluzję wokół siebie roztacza, gdyż serce jego biło mocniej niż zwykle, a myśli biegały jak szalone. Czuł wyraźnie przecież podnietę, ekscytację i radość. Emocje te tak potężnie w nim zagrały, że młodzieniec sam był zdziwiony własną reakcją. Uznał więc, że skoro nigdy wcześniej nic tak wielkich emocji w nim nie wzbudziło, musiał prawdziwe uczucie napotkać. Jedno tylko go martwiło, serce jego wydawało się zmienić swój rytm i głos. Nie mówiło do niego już jak dawniej, cicho i czule, nie przynosiło ukojenia i słodkiego spokoju. Teraz dudniło niczym dzwon, który zagłuszał wszystko inne. Rafael nie widział już świata, nie czuł zapachu kwiatów, nie słyszał szumu rzeki, tylko czekał aż piękna dziewczyna zjawi się znowu i wniesie odrobinę światła do jego serca. Dni bez niej mijały jako szare i niekończące się, lecz gdy ona była w pobliżu nabierały znów barw. Nieszczęście młodzieńca polegało na tym, że wybranka jego mężatką już była i czasu swego ni serca oddać w całości mu nie chciała. Rafael jednak ufał sercu swemu i wierzył, że dziewczyna musiała czuć to samo, gdyż wiedział że nie ma nic piękniejszego i prawdziwszego niż dwa serca bijące w tym samym rytmie. Po jakimś czasie jednak młodzieniec zorientował się, że dni robiły się coraz dłuższe a jego wybranka coraz rzadziej go odwiedzała. Wtedy to po raz pierwszy Rafael złamał swoją święta zasadę i w odruchu rozpaczy poprosił dziewczynę o radę. Zapytał ją czy powinien zostać czy odejść, na co ona odrzekła mu, że dla niej znaczenia to nie ma, a on powinien uczynić tak jak czuje. Słowa te zabrzmiały znajomo i odbiły się głuchym echem na dnie serca jego. I wówczas dopiero Rafael usłyszał, że było ono puste. Nie było tam nic co mogłoby wypełnić tę pustkę. Spojrzał ponownie na piękność siedzącą na skraju jego łóżka i nagle zobaczył, że przez cały ten czas był sam. Odrzucił swoje serce i wydał się na pastwę fałszywej wizji świata. Iluzja znikła tak szybko jak się pojawiła. Zanim opuścił to miejsce obejrzał się tyko raz za siebie…by podziękować. Z pokorą ruszył przed siebie, z cierpliwością i trwogą nasłuchując serca swego w nadziei, że znów przemówi do niego. A kiedy w końcu po dniach wielu nieśmiało przemówiło łzy ulgi napłynęły mu do oczu. Świat znów nabrał barw, a on poczuł, że znów nosi miłość w sobie…i do siebie.
Czy pokochał jeszcze kogoś pytasz? Nie smuć się Przyjacielu, pytanie twe sprawia mi radość, lecz martwisz się zbytecznie. Rafael pokochał wielu ludzi na swej drodze, gdyż znał już klucz do prawdziwej miłość. Wiedział, że wystarczyło kochać siebie by móc kochać świat. Kiedy patrzył oczyma serca swego widział tylko prawdę, kiedy słuchał serca swego żadna fałszywa nuta nie omamiła go. Serce było mapą świata jego, a któż lepiej rozumiał mowę szeptu serca tego niż on sam? Od tamtej pory Rafael zawsze z wdzięcznością wspominał piękną dziewczynę, która przywróciła mu miłość i szept serca własnego. A porady? Jedna okazała się pomocna – słuchaj serca swego.
Pytasz jak masz poznać głos serca swego? Przyjacielu kochany, mnie o to pytasz? O radę mnie prosisz? A skąd ja mam to wiedzieć kiedy nigdy nie słyszałam serca twego. Twoim tajemnym językiem ono mówi i ciebie zna najlepiej, twe tajemnice i marzenia skryte. Zapytaj i nasłuchuj cierpliwie, a może w ciszy usłyszysz słodkie słowa prawdy. Uwierz mi, tego głosu nie da się z niczym pomylić, niesie spokój i ukojenie, trzyma na wodzy rozszalałe emocje i rozsupłuje najbardziej zagmatwane myśli.
Zostawię cię teraz samego, ale nie samotnego. Zanim ruszysz dalej upewnij się przyjacielu, że masz za doradcę prawdziwego przewodnika – swego wewnętrznego mędrca. Uwierz mi, każdy go ma w sercu swoim, tylko nie każdy z nim rozmawia.
Mam nadzieję, że gdy znowu ścieżki nasze się przetną, będziesz jaśniej czytał, a być może nawet i szkicował mapę świata w sobie…