Patrząc w oczy Wieczności…

Author: Magdalena Janczewska

Patrząc w oczy Wieczności zakochałam się w ich głębi niezmierzonej i wskoczyłam bez jednej myśli czy zastanowienia; pływam, szybuję, mknę, jestem tu i tam, wszędzie, jestem tym i tamtym, jestem spojrzeniem i jestem tym na co patrzę. Jestem wolny od ograniczeń moich. Rozszerzam się z każdym oddechem. Nie ma mnie i Jestem.

Obserwuję swój sen o wieczności… ale zaraz… czy to na pewno sen? Czy to tylko sen?

Patrzę na sen ziemski – piękny i koszmarny, ulotny ale jakże rzeczywisty i wybieram… Wybieram nieskończoność. Tym razem… Znowu… I budzę się by tkać mój sen na nowo, lepszy, piękniejszy, bogatszy. Ech życie! Nigdy cię dość! Biorę kolejny wdech i jestem tu i teraz, przemierzam mój utkany sen, a blask słońca na niebie przypomina mi o złotych niciach z jakich utkałam mój sen… Ale jakiż to był sen! Czegóż w nim nie było! I miłość i zdrada, i śmiech i płacz, radość i smutek! Dotykałem złotych nici, wyczuwałam wzory i sploty i dziwiłem się i dziwiłam się i czułem jakbym to robił pierwszy raz! Za każdym razem pierwszy raz. Pierwszy krok, pierwszy uśmiech dziecka, pierwszy promień słońca na twarzy i wiatr rozwiewający włosy, nieustanny zachwyt nad cudem Istnienia. Nigdy niekończąca się opowieść mknie po niciach złotych. O jakim śnie będę śnić gdy się obudzę? A ty? Może śnimy jeden sen? Witaj najdroższy Przyjacielu, Współtkaczu ścieżek i dróg wieczności… witaj.