O samotności

Author: Magdalena Janczewska

Czy Bóg czuje się kiedykolwiek samotny? Czy tylko my ludzie zmagamy się z tym uczuciem? Bóg przecież czuje naszą samotność, doświadcza przez nas. Zastanawiam się czasem czy wszechświat cierpi razem z nami? I czy jest mi to potrzebne żeby cierpiał razem ze mną, czy dzięki temu poczułabym się lepiej? A ty? Chyba jednak nie… A przynajmniej nie dosłownie. Przecież nikt z nas nie życzyłby sobie by jego ukochani ‘po drugiej stronie’ cierpieli razem z nim. Co sprawia, że ty człowieku jesteś taki samotny pośród tłumu ludzi? Ba! Pośród mnogości wielości form wszechświata. Zagubiony, jakby oderwany od domu, stale tęskniący za tym czymś, trudnym do określenia słowami… Szamoczesz się w niepewności i niejasności swoich myśli szukając po omacku światła. Ale jak masz je zobaczyć skoro nie widzisz?! Ale zaraz…przecież światło można także poczuć. Tylko, że wydaje się to takie trudne. Wydaje się. Wszystkim nam się wydaje czasem, że jesteśmy sami, opuszczeni, nie rozumiani, nie chciani. Myślimy jakże często, że świat nas odrzucił, ale prawda jest taka, że to my odrzuciliśmy Go. Kiedy napotykamy na naszej drodze trudności, ‘przeszkody’, obrażamy się jak małe dzieci na cały świat. Nie pojmujemy ani ich sensu ani naszej wędrówki, ba, my nawet nie chcemy iść już nigdzie ani poznawać niczego. Każdy nowy człowiek, każde nowe doświadczenie to potencjalny ból, cierpienie, żal, i jeszcze większe zwątpienie, a nam się wydaje że na więcej już siły nie mamy. Po co ja tu w ogóle jestem?! – krzyczy wewnątrz rozpaczliwy głos. – Przecież ja tu ewidentnie nie pasuję, to musi być jakaś fatalna pomyłka! Przypuszczam, że dla wielu ten wewnętrzny dialog brzmi znajomo… Czasem rozglądasz się wkoło i kalkulujesz czy w ogóle warto tu zostać i dla kogo? Patrzysz na swoich bliskich i ze zdziwieniem stwierdzasz, że pośród dziesiątek otaczających cię osób jest zaledwie jedna lub dwie, może trzy, które nosisz w swoim sercu. Pustka zaczyna cię pożerać i przytłaczać, masz wrażenie, że za chwilę zamknie się nad tobą i nikt nie poda ci ręki…bo przecież wszystkich już i tak skreśliłeś, więc kto? Kto wyciągnie do ciebie dłoń?
I wtedy nieśmiało zaczyna przebijać się niewiarygodna wręcz myśl. A może Ten, o którym wszyscy tyle mówią, może to nie bajka, może warto spróbować? Ostatecznie i tak nic już nie masz do stracenia… I sam ze zdziwieniem postrzegasz, że zwracasz się tam, gdzie nigdy w swoim życiu wcześniej nie patrzyłeś, twoje usta zaczynają z trudem powtarzać słowa modlitwy. Cała gama uczuć przepływa przez twoje ciało, płacz małego dziecka wstrząsa tobą i budzi, wyrzuca niczym szalony tajfun cały żal, rozgoryczenie i ból jaki w sobie nosiłeś przez te lata. Przyłapujesz się na tym, że prosisz, błagasz o pomoc i siłę, by iść dalej i jednocześnie sam się dziwisz, że jednak zależy ci na tym by nadal iść… Z każdym słowem chwytasz się coraz bardziej tej ostatniej deski ratunku. Bo jeżeli nie Bóg, to nikt mi nie pomoże, myślisz zapalając nieśmiały promyk nadziei. I wtedy… słońce wychodzi zza chmur a ty z zaskoczeniem stwierdzasz, że jakoś ci lżej na sercu, że masz siłę by się podnieść z kolan i jeszcze trochę dłużej powalczyć o siebie. Bo przecież warto, uświadamiasz sobie, że przecież jest trochę miłości do poczucia, trochę radości do schwycenia, trochę piękna do zobaczenia, a może nawet trochę więcej niż trochę? Bo gdybyś miał umrzeć jutro, jakby wyglądało twoje dzisiaj? Czy byłoby w nim trochę czy dużo więcej radości, miłości i piękna, które zechciałbyś sobie podarować przed śmiercią? A inni? Czy nie chciałbyś im zostawić trochę tej radości, siły i pewności, żeby nie musieli powtarzać twojej historii. Łapiesz się nagle na tym, że chciałbyś, że chcesz i to całkiem sporo. Chcesz lepszego jutra, dla siebie, dla ludzi, dla świata. Przypominasz sobie siebie sprzed paru dni i ciężko ci uwierzyć, że nie chciało ci się żyć. Jesteś zadowolony, że ci się jednak udało, myślisz że jesteś szczęściarzem, masz rodzinę, i całe życie przed sobą, pełne nowych ekscytujących doświadczeń. A najpiękniejsze jest to, że możesz wybierać co chcesz robić, z kim być i jak długo, a wybór jest przecież nieograniczony. Nagle od tych wszystkich możliwości aż ci się w głowie kręci. Świat jest genialnie urządzony!, wykrzykujesz w zachwycie. I jak tu nie wierzyć w Boga? Czy Bóg czuje się samotny? A jak można czuć się samotnym w takim świecie? Samotność jest wyborem jak każdy inny, podobnie jak radość, czy poczucie bycia kochanym przez wszechświat. Co nie oznacza, że świat cię przestaje kochać kiedy ty go opuszczasz, on po prostu cierpliwie czeka aż sobie o nim przypomnisz i wtedy odpowiada na twoje wołanie.