Anielska rzeczywistość

Author: Magdalena Janczewska

Fragment powieści fantasy: ‚Anielska rzeczywistość’

Wszystko było takie samo, ale inne, zwyczajne ale magiczne, proste ale piękne. Świat Nataniela był pełen energii, miłości, życia, był kwitnący i chciałoby się rzec idealny. Wszystko począwszy od źdźbła trawy, w kolorze zielonym jak na Ziemi, po błękitne niebo było dziwnie soczyste, radosne i piękne jakby namalowane za pomocą boskiego pędzla. Nie było tu asfaltowych dróg ani spalin czy nowoczesnej technologii jak ją zwano na Ziemi, jedynie energia, pod różną postacią.
Przed bramą czekały trzy wierzchowce, piękne i silne jak wszystko co ich tu otaczało. Dawid wskoczył bez wysiłku na białego, Nataniel na czarnego a ona miała dosiąść siwego. Bała się koni i nigdy nie miała z nimi do czynienia, ale ten był tak zachwycający, że aż chciało się wyciągnąć rękę i go pogłaskać.
– Wsiadaj, on sam cię poprowadzi, nie musisz nic robić – Nataniel wyjaśnił ponaglająco zniecierpliwiony jej wahaniem.
Niezdarnie wgramoliła się na cierpliwie czekającego wierzchowca, i jak tylko usiadła wygodnie w siodle i chwyciła się go kurczowo, koń delikatnie zarżał. Cała spięła się w środku przed nieuniknionym. Potężne zwierzę ruszyło stępa nie dając jej czasu na przemyślenia. Przed sobą widziała rozwiane hebanowe włosy Nataniela i jasny warkocz Dawida unoszący się w powietrzu. Nie rozumiała dokładnie co się działo, ale nie przypominało to do końca normalnej jazdy konnej. Wyraźnie czuła ciepło, pewność i poczucie bezpieczeństwa jako sygnały płynące od zwierzęcia, na którym siedziała. Poruszali się płynnie, jakby szybowali nad ziemią, obrazy przelatywały jej przed oczyma zbyt szybko żeby mogła się im przyjrzeć bez zawrotów głowy. Skupiła wzrok na skrzydłach Nataniela, nie chcąc stracić równowagi, choć miała dziwne przeczucie, że to i tak było niemożliwe. W tej chwili czuła ogromną wdzięczność dla zwierzęcia, za to, że się nią opiekuje, bo takie właśnie odnosiła wrażenie.
Obrazy zaczęły powoli zwalniać umożliwiając jej zogniskowanie wzroku na poszczególnych obiektach. Byli w jakiejś miejscowości, kopyta konia stukały dźwięcznie o gładką jak lodowisko granitową alejkę. Po obu stronach alei znajdowały się bogato zdobione, dostojne budowle, przypominające dawne dworki czy pałacyki. Idealnie pomiędzy budynkami wkomponowane były drzewa, krzewy i trawniki, można by nawet powiedzieć, że to budynki stały dzięki przyzwoleniu natury a nie odwrotnie. Pomiędzy soczysta trawą bielały wąskie spacerowe, gładkie ścieżki, po których dostojnie przechadzali się przedstawiciele różnych ras. Każdy dumny niczym paw, a może to miejsce tak na nich oddziaływało, zastanawiała się w duchu. Sama miała wyprostowane plecy i żałowała że nie wygląda schludniej. Zaraz jednak przypomniała sobie, że nie jest już Łucją, tylko czarnowłosą eteryczną istotą o zniewalającej urodzie, a przynajmniej wedle jej gustu, więc teoretycznie powinna wyglądać nieźle nawet w łachmanach. Z ulga przyjęła fakt, że mijali ich nie tylko aniołowie ale również istoty nie skrzydlate, nie chciała być jedynym ‘dziwolągiem’ w tej krainie.
Byli tu ludzie, z tą różnicą że ładniejsi, jak ona, bardziej spokojni i szczęśliwi, istoty z cechami zwierząt, jak w domu Nataniela, część miała rogi, inne kły, jeszcze inne kopyta albo ogony. Wszyscy wyglądali zwyczajnie w tym środowisku, nikt się na nikogo nie gapił, jak teraz ona, nikt nie był zaskoczony ich widokiem, tylko niektórzy czasem podnosili zaciekawiony wzrok na nią, świadomi, że się im przygląda natarczywie. Nagle po prawej przegalopował koń, z przestrachem odwróciła głowę i zobaczyła przepiękne zwierzę, to jest człowieka z tułowiem i kopytami konia. Zatrzymał się przed złoconą bramą, za którą znajdowała się potężna forteca, w kształcie piramidy. Nigdy nie była w Kairze, ale nie miała wątpliwości, że ten złoty stożek, lśniący w promieniach popołudniowego słońca był nieporównywalnie dużo bardziej zachwycający.
Wszystkie konie zrównały się przed bramą dołączając do czekającego tam centaura.
– Witajcie – przywitał się łagodnie kiedy się zatrzymaliśmy.
Łucja nie wiedzieć czemu była zdziwiona, że przemówił do nich normalnym głosem. Spojrzał na nią z zaciekawieniem i odgarnął gęste loki z twarzy. – Istota ludzka jeszcze nie oświecona tutaj? – W jego głosie brzmiało wyraźne zaskoczenie. – Czy nie powinna być w innym świecie? – Zwrócił się bezpośrednio do Dawida.
– Nie, jej droga przebiega przez nasz świat – Dawid wyjaśnił krótko, zniecierpliwiony czekaniem.
Łucja spojrzała w kierunku gigantycznej piramidy, której czubek zdawał się kończyć gdzieś nad chmurami. W przeciwieństwie do ziemskich nie miała schodów lecz jak wszystko tu, nieskazitelnie gładką powierzchnię. W kierunku bramy szedł niespiesznie stwór przypominający trolla, z tą różnicą, że miał czarna skórę porośniętą sterczącymi igiełkami jak u jeża i być może wyglądałby komicznie gdyby nie jego około trzymetrowa sylwetka i gigantyczne łapy. Gdyby nie jej towarzysze, którzy nie wydawali się zaskoczeni jego widokiem pewnie już by biegła w drugą stronę.
– Nie spieszysz się specjalnie Freżu – Dawid stracił swój łagodny ton.
Ciarki przebiegły jej po plecach kiedy rozeźlony troll-Freż warknął pod nosem w odpowiedzi.
– Warknij jeszcze raz a wrócisz do swoich towarzyszy szybciej niż postawisz kolejny krok – głos Dawida dudnił w przestrzeni złowrogo.
Freż łypnął na nich urażony i ku jej zdziwieniu pokłonił się w pas, po czym szybko przykuśtykał do bramy i otworzył potężne wrota. Dawid nie zaszczycił go jednym spojrzeniem kiedy mijali bramę. – Zupełnie nie rozumiem altruistycznych zamiłowań Edwarda do tych istot, co za pomysł żeby postawić jeżozwierza na odźwiernego! – fuknął pod nosem.
– Edward zawsze miał zbyt miękkie serce – Nataniel zgodził się z Dawidem.
Na dziedzińcu jak się można było spodziewać, roślinność była jeszcze bardziej różnorodna i egzotyczna niż ta za bramą, większości gatunków Łucja nie widziała nigdy na oczy, a duża część była nieziemskiego pochodzenia, jak chociaż przepiękne niby konwalie o odcieniach tęczy a woni tak intensywnej i słodkiej, że nie chciało się odchodzić.
– Podoba ci się ten zapach? – Dawid obejrzał się gwałtownie na Łucję. – Mnie przyprawia o zawroty głowy, jest zbyt mocny, tłumi pozostałe kwiaty.
Zeskoczyła z konia i pogłaskała go nieśmiało zanim zabrała go drobna anielica w prostych szatach. Nataniel czekał na nią, wyczuwała że był zaniepokojony, a ona nie chciała mu przynieść wstydu, tylko że oboje byli świadomi, że nie miała pojęcia co to etykieta i reguły w tym świecie. Najchętniej schowałaby się za plecami Nataniela i udawała, że jej tu nie ma.
Wnętrze piramidy było ku jej zaskoczeniu rozświetlone, jakby ściany były zrobione z przezroczystego materiału, i gdyby nie widziała piramidy od zewnątrz nigdy by w to nie uwierzyła. W środku krzątali się wyłącznie aniołowie, różnych stopni, jedni z wąską aurą w szarych ubraniach, inni bardziej rozświetleni i jakby więksi w niebieskich szatach, jeszcze inni w białych jak Nataniel i Dawid, przed którymi pozostali ustępowali drogi. Pierwszy poziom był zupełnie pusty, nie było tu żadnych mebli, tylko wolna przestrzeń, przez którą stale spieszyli gdzieś aniołowie. Dawid prowadził ich do przeciwległej ściany, na której podobnie jak na wszystkich widniały jakieś niezrozumiałe znaki wyryte w gładkim pozłacanym marmurze. Zatrzymał się na marmurowym równo wyciętym w podłodze kwadracie. Nataniel bez słowa dołączył do niego posyłając jej znaczące spojrzenie. Kiedy postawiła obie stopy w obrębie czworokąta, Dawid wcisnął sekwencję zygzakowatych znaków a kwadrat najnormalniej w świecie oderwał się od podłogi i ruszył w górę. Z niepokojem obserwowała jak zbliżali się do sufitu, modląc się w duchu żeby nie rozmiażdżyć się na jego powierzchni. Dawid wybuchł głośnym śmiechem ubawiony jej naiwnością, a ona zrobiła się czerwona jak burak kiedy w suficie nad nimi pojawił się otwór kształtem dokładnie dopasowany do czworokąta, na którym stali. Łucja nie lubiła wysokości ale starała się nie dać po sobie znać, że ma nieustające skurcze żołądka. Spojrzała błagalnie na Nataniela ale ten wydawał się niewzruszony. Jego rola jako jej opiekuna skończyła się wraz ziemskim życiem.
Na pierwszym piętrze biurokracja działała pełną parą, hala zawalona była zwojami papieru a pod ścianami stały regały pełne ksiąg, na biurkach zapracowanych aniołów leżały niedokończone zwoje, świetlne istoty nawet nie podniosły wzroku znad swoich biurek kiedy płynęli w górę. Współczucie ogarnęło ją na myśl o godzinach ślęczenia nad papierami jakie czekało niechybnie te istoty. Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanowić bo zaraz wyłoniła się druga kondygnacja gdzie nieco wyżej postawione anioły pracowały nad przedmiotem o dziwnym wyglądzie. Pośrodku sali w okrągłym oczku wodnym z fontanną, umieszczona była przezroczysta wielka kula, która unosiła się na stale wytryskującej ku górze wodzie aż po sam sufit, wokół kuli na skrzydłach unosili się aniołowie przyglądając się z uwagą zmieniającym się w niej obrazom. Z zaciekawieniem starała się wytężyć wzrok żeby coś w niej dostrzec ale ku swemu rozczarowaniu nie widziała tam nic prócz nieskładnej masy kolorów.
– Tylko anioł może patrzeć przez kulę przeznaczenia – wyjaśnił Dawid pobłażliwie.
Szybo odwróciła wzrok żeby nie wydać się wścibską. Zresztą niewiele ją obchodziło przeznaczenie skoro i tak nie miała na nie wpływu, wychodziła z założenia że lepiej go nie znać.
Kolejne piętro ku jej rozczarowaniu było kompletnie niewidoczne, przejazd zawęził się do kwadratowego pola otoczonego ścianami.
– Pozostałe poziomy są przeznaczone tylko dla oczu anielskich – Dawid uprzejmie wyjaśnił. – Teraz trochę przyspieszymy bo podróż na górę potrwałaby za długo.
W jednej chwili podłoga wyrwała do góry w tempie, który przyprawił ją o utratę równowagi i mdłości, w panice chwyciła się szaty Nataniela i zamknęła oczy, ponieważ w przeciwieństwie do normalnych wind, w tej ściany były ruchome i sam ich widok sprawiał, że utrzymanie otwartych oczu było po prostu niemożliwe. Kiedy zatrzymali się gwałtownie w miejscu z pewnością runęłaby na podłogę gdyby nie silny chwyt Nataniela.
Na chwiejnych nogach zrobiła krok do przodu starając się uspokoić błędnik. Rzuciła oskarżycielskie spojrzenie Natanielowi ale ten na nią nie patrzył, jego wzrok skupiony był na środku pomieszczenia, w którym się znajdowali.
Widok był onieśmielający. Pośrodku średniej wielkości sali ze stożkowym sufitem znajdował się iście królewski stół z rzeźbionymi krzesłami. Ściany i sufit były przezroczyste tak że miało się wrażenie, że znajdowali się na unoszącej się na niebie chmurze. Przy stole zasiadało dwanaście aniołów najwyższej rangi, kiedy wzrok Łucji spoczął na ich postaciach miała ochotę paść na kolana tak wielki autorytet bił od nich. Nataniel wyszedł dumnie na środek i pokłonił się w pas, Łucja nie miała pojęcia jak się zachować więc nie ruszyła się z miejsca mając nadzieję, że ją pominą.
– Natanielu nie musisz się nam kłaniać – Dawid usiadł u wezgłowia stołu. – Powinieneś już być jednym z nas, gdyby nie jedno małe potknięcie…- Jego oczy spoczęły na drobnej czarnowłosej dziewczynie stojącej w kącie, jak się można było spodziewać wszyscy zaraz poszli jego śladem. – Podejdź Łucjo, należy ci się wyjaśnienie.
Z niechęcią posłuchała i zbliżyła się do Nataniela.
– Niefortunne posunięcie Nataniela, które wybawiło cię od twego przeznaczenia ma długofalowe konsekwencje – Dawid wyjaśnił zatroskanym głosem. – Byłaś ostatnią podopieczną Nataniela na ziemi, po doprowadzeniu zadania do końca powinien stać się jednym z nas, Decydentów. – Zawiesił głos dramatycznie, dając do zrozumienia, że stała się niewyobrażalna wręcz pomyłka.
– Nie przesadzaj Dawidzie! – Jeden z aniołów przerwał mu bezpardonowo. – Chyba nie chcesz wpędzić tej biednej istoty w poczucie winy? – Odwrócił się plecami do zirytowanego Dawida i nie przejmując się jego minami ciągnął dalej. – Nazywam się Edward i uważam, że skoro już tu jesteś to znaczy że tak miało właśnie być!
Łucja była całkowicie zbita z pantałyku, zdawała sobie sprawę, że to stwierdzenie miało być dla niej pocieszające ale kompletnie tak się nie czuła.
– Ależ ona nic nie rozumie! – Złotowłosy Edward nagle przerwał oburzony. – Nic jej nie powiedzieliście?!
– Nie dramatyzuj – Dawid przerwał mu tracąc już cierpliwość do reszty. – Przecież po to ją tu przyprowadziliśmy. Natanielu! – Jego głos nabrał uroczystej barwy. –Jako że złamałeś kodeks i sprzeniewierzyłeś się z góry ustalonemu prawu przeznaczenia zostajesz niniejszym skazany na wiek w roli Strażnika Wszechświatów… – zawiesił głos na chwilę zbierając siły żeby dokończyć – z tą oto ziemską istotą u twego boku, jako pomocnikiem.
– Chyba sobie żartujesz! – Łucja wypaliła zanim zdążyła pomyśleć.
Nataniel przeszył ją na wylot spojrzeniem, pod którym skuliła się w sobie.
– Niestety, choć chciałbym – Dawid odpowiedział nie zważając na jej ton. – Twój proces ewolucji jest zdecydowanie na niższym poziomie i wątpię żebyś była wstanie wyciągnąć jakiekolwiek wnioski z pobytu w tym świecie. Ale decyzja nie należy do nas… – Westchnął ciężko i wzniósł błagalnie oczy ku niebu.
– Przyjmij nasze kondolencje Natanielu. – Jeden z aniołów podniósł się ze swego krzesła i skłonił głowę w kierunku Nataniela, zupełnie jakby ten był w żałobie.
– Nie przejmuj się nimi – Edward machnął ręką lekceważąco zwracając się do Łucji. – Wydaje się im, że wszystkie mądrości światów pozjadali bo siedzą na szczycie łańcucha pokarmowego – zaśmiał się ze swojego dowcipu. – Ja osobiście lubię różnorodność stworzenia i popieram asymilację. – Posłał jej pełen zrozumienia uśmiech.
Teraz zdecydowanie nie czuła się lepiej! Już sobie wyobrażała jak musiała wyglądać debata w sprawie przyjęcia jeżozwierza na odźwiernego!
– Natanielu – Dawid zwrócił się do nowego Strażnika światów. – Dziewczyna będzie z tobą podróżować do graniczących światów, to tylko jeden wiek, więc powinno się obyć bez większych rewolt czy buntów. Przy odrobinie szczęścia i przychylności ze strony Stwórcy za twojej kadencji żadna kraina może nie próbować przejąć kontroli nad innymi, co zdecydowanie ułatwi ci wstąpienie do naszego grona, w którym jesteś niecierpliwie oczekiwany.
Nataniel skłonił głowę w milczeniu.
– Możecie odejść – Dawid zakończył audiencję nie poświęcając dziewczynie więcej uwagi.
Droga na dół nie była ani trochę przyjemniejsza od tej na górę, tym razem jednak Łucja miała wrażenie, że straciła czucie w całym ciele. Nie mogła uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło! Powinna była trafić do zupełnie innego świata, wymiaru czy czegokolwiek tam! Ale nie tu! Dlaczego ona niby miała płacić za błędy Nataniela?! Była zła na siebie, że czuła się nic nie warta przy tych świetlnych istotach, za to, że mówili i traktowali ją przedmiotowo i w końcu za to, że nie wiedziała co traci będąc tu a nie gdzie indziej.
Nataniel nie chciał żeby interesowała się światem za murami, odciągał moment, w którym miała być posyłana z nim do graniczących światów, gdzie miał pilnować równowagi i sprawdzać, kto jest aktualnie u władzy i czy nie szykuje się bunt przeciw aniołom, rządzącym i wyznaczającymi ład światów. Bez ich wiedzy żaden świat nie mógł się stać potężniejszy od innych ani przejąć kontroli nad sąsiadami. Władza leżała wyłącznie w anielskich rękach rasy Nataniela. To dopiero nazywa się autorytaryzm!
Droga powrotna nie wydała się jej już tak fascynująca, była niczym Alicja w krainie czarów, z ta różnicą że z tego snu już się nie mogła obudzić. Nataniel był skazany na rolę niańki a ona ucznia półgłówka, który …nie miał pojęcia co powinien robić! Przez sto lat miała włóczyć się za aniołem i patrzeć mu na ręce, gdzie tu logika! I dla kogo była to większa pokuta, dla anioła czy dla niej?
– Wyczuwam twoje niezadowolenie – Nataniel odezwał się do niej pierwszy raz kiedy przekroczyli próg domu. – Jest ono zrozumiałe choć niestosowne. Nie podważamy wyroków przeznaczenia w światach wyższych. Nie jesteś już człowiekiem skłonnym ze swej słabej natury do popełniania błędów. – Patrzył na nią twardo, z tłumionym wyrzutem. – Tu przyjmujemy nasz los z pokorą i z wiarą w jego sens i prawdziwość.
– Jasne – wywaliła bez zastanowienia. – A twoi wielcy koledzy świecą przykładem pokory! – Nagle zdała sobie sprawę, że przeholowała i tylko jęknęła żałośnie w ramach przeprosin. – Ja tu nie pasuję i ty doskonale o tym wiesz!
Nataniel wpatrywał się w nią przez dłuższy moment ale tym razem żadna reprymenda nie nastąpiła. Nie mógł skłamać nawet gdyby chciał.
– Za godzinę wyruszamy do świata Gonów – odpowiedział sucho. – Bądź gotowa do drogi. – Przez chwilę zastanawiał się czy nie powinien jeszcze czegoś powiedzieć ale jego cierpliwość się wyczerpała, odwrócił się na pięcie i przemaszerował przez kamienny hol zatrzaskując za sobą drzwi do gabinetu.
Łucja wcale się mu nie dziwiła, właściwie to nie mogła mieć do niego pretensji. Ona przeszkodziła mu w karierze, a on jej w wędrówce we właściwe zaświaty. Pomimo, że świat Gonów nie mówił jej absolutnie nic, nie czuła się przerażona, atmosfera świata aniołów była tak wyciszona i …anielska, że trudno było tu zamartwiać się dłużej niż pięć minut.
– Pani raczy odebrać swoje pranie – Tawar uwielbiał wręcz przyprawiać ją o zawał swoim podstępnym skradaniem się. Trzymał na rękach strzępy białej sukni z perfekcyjnie kamienną twarzą. – Ogrodnik strzygł dziś również krzewy.
– Tak, całkiem nieźle mu to wyszło, powinien zastanowić się nad zmianą zawodu, macie tu dobrych krawców? – uśmiechnęła się rozbrajająco i z zachwytem na twarzy zaczęła dokładnie oglądać podziurawioną tkaninę.
Tawar wybałuszył swoje beznamiętne oczy i przez chwilę widać było niebotyczne zdumienie na jego twarzy. – Ludzie to doprawdy szalony gatunek – skwitował z naganą w głosie i oddalił się czym prędzej swoim dostojnym krokiem.
Być może miał rację, ale tutaj normalny nabierało swoistego znaczenia.
Pobiegła spiralnymi schodami na pierwsze piętro, gdzie przydzielono jej pokój sypialny. Nie mogła narzekać na wygody, to pewne, miała tu wszystko czego dusza zapragnie, przepiękny ogród za szklaną ścianą, łoże królewskie i szafę pełną białych sukni. Monotonia to jedyne na co mogła narzekać, choć to wkrótce miało się zmienić i to na dobre sto lat. Ciekawe, że czas tu mijał zupełnie inaczej, bo czym jest wiek wobec całej wieczności?

Podróż do kraju Gonów była inna niż się spodziewała, okazało się że piękne konie mknące z zawrotną szybkością poruszały się tylko w granicach anielskiego świata, poza nim nie funkcjonowały. Łucja patrzyła wyczekująco na Nataniela, który zamiast skierować się ku bramie wyjściowej, ruszył w głąb domu. Na tyłach posiadłości, do której wcześniej się nie zagłębiała znajdował się tzw. ‘zakazany’ pokój, których było wiele w tym domu. Jej zainteresowanie zamkniętymi drzwiami w pałacu było znikome, spodziewała się, że są tam przechowywane tajemnice anielskiego świata i nie odczuwała potrzeby ich poznawania, tym bardziej, że zdążyła się już nauczyć, że dodatkowa wiedza zawsze pociąga dodatkową odpowiedzialność.
Nataniel skierował promień swego światła na ukryte drzwi idealnie wpasowane w ścianę, w jednej chwili część muru drgnęła bezszelestnie i gładko wsunęła się do środka ściany. Za wąskim przejściem znajdowało się puste pomieszczenie, bez okien, oświetlone wyłącznie kulami świetlnymi. Pomieszczenie wielkością przypominało hangar, co było tym bardziej zaskakujące, że cały dom nie byłyby wstanie pomieścić takiego obszaru, a co dopiero mówić o jednym pokoju.
Z rozdziawionym ustami wpatrywał się w przestrzeń rozpościerająca się przed nią i na to co wypełniało połowę ‘pokoju’.
– Cało to pomieszczenie funkcjonuje poza czasem i przestrzenią – Nataniel wyjaśnił spokojnie jakby tłumaczył dziecku zasadę grawitacji. – A to co widzisz przed sobą jest naszym środkiem transportu.
Łucja przenosiła zdziwione spojrzenie z Nataniela na kulę, jakby nie pojmowała prostych przecież słów.
– Twój umysł buntuje się jeszcze przed szerszym pojmowaniem zjawisk we wszechświecie, ale z czasem ewoluuje do poziomu niezbędnego do funkcjonowania w tej rzeczywistości – wyjaśnił zdawkowo i ruszył w kierunku kuli.
Łucja ostrożnie podeszła w kierunku przezroczystej kuli o średnicy dziesięciu metrów i z podziwem przyglądała się gęstej niebieskawej substancji wypełniającej szklane ściany. Wyglądało to trochę jak gigantyczna pozytywka-kula świąteczna wypełniona żelem.
– Dosyć wstępów, czas na nas. – Nataniel zmusił ją do oderwania wzroku od kuli i skupienia się na nim. – Za chwilę wejdziemy do środka i wyjdziemy w świecie Gonów z identycznego przenośnika.
– Jak to wejdziemy? – zapytała szeptem przez zaschnięte gardło. Pierwszy raz odkąd usłyszała o swojej nowej roli zaczynała się bać.
– Po prostu Łucjo – westchnął ciężko zdając sobie sprawę, że to dopiero początek całego absurdu ciągnięcia człowieka po obcych cywilizacjach. – Choćbym nie wiem jak długo tłumaczył, będą to tylko słowa, musisz przekonać się sama. Podaj mi dłoń – nakazał stanowczo.
Bardziej odruchowo niż z przekonania wypełniła jego rozkaz. Nataniel nie czekał dłużej, ścisnął mocno jej dłoń i zanim się obejrzała przeszedł przez przezroczystą powłokę jak przez mgłę i zanurzył się cały aż po czubek głowy w gęstej cieczy. Jego obraz był teraz lekko zniekształcony ale wyraźny. W jednej chwili poczuła ogarniające ją wątpliwości, przecież ona nie była aniołem, jak miałaby tam oddychać? Starała się wyrwać swoją dłoń z uścisku Nataniela ale ten trzymał mocno, zirytowany jej oporem i ignorancją z całej siły wciągnął dziewczynę do środka. Z głośnym krzykiem przerażenia runęła do przodu i zatrzymała się w pół ruchu w bardzo gęstym powietrzu… Ruchy były tu bardzo spowolnione, jakby oglądało się swoją sylwetkę przewijając film klatka po klatce. Przedziwne uczucie z pogranicza snu i jawy. Oddychanie przypominało nieco pobyt w łaźni parowej, ale nie było nieznośne. Powoli, bo inaczej się nie dało, podniosła wzrok na Nataniela, który ciągnął ją już z powrotem na zewnątrz. Posłusznie ruszyła żółwim tempem za nim, choć nie miała by nic przeciw żeby dłużej tam zostać i przyjrzeć się dokładnie wnętrzu kuli, której ściany od środka wyglądały zupełnie inaczej niż z zewnątrz. Kątem oka dostrzegła tylko gwiazdy i planety i nagle poczuła jak ogromna siła Nataniela wyrywa ją dosłownie z próżni i wyciąga na zewnątrz.
W pierwszej chwili miała wrażenie, że jest nieznośnie ciężka i niezgrabna, jakby wytrącona z równowagi po wirowaniu na karuzeli, za to płuca wyraźnie odetchnęły z ulgą. Kiedy minął pierwszy szok rozejrzała się zdumiona po pomieszczeniu, albowiem w niczym ono nie przypominało hangaru, z którego wchodzili do kuli.
– Jesteśmy w kraju Gonów – oznajmił Nataniel, który nie wydawał się ani trochę poruszony pobytem w dziwacznej kuli. – Nie odzywaj się ani nie zwracaj na siebie uwagi – wyjaśnił szybko zanim usłyszeli metalowy zgrzyt otwieranej bramy.
Pomieszczenie, w którym stali było zimne i wilgotne i wyglądało jak skalna grota. Tylko Nataniel skończył mówić, zza skalnej ściany wyłoniły się dwie postacie Gonów. Obaj poruszali się zwinnie i bezszelestnie niczym koty, Łucja z zafascynowaniem obserwowała te pełne gracji ruchy. Sylwetki Gonów były smukłe i gibkie, wzrostem dorównywali Łucji, Natanielowi zaś sięgali zaledwie do ramion. Ich ciała były całkiem nagie lecz nie odrażające, gładka skóra lśniła delikatnym zielonkawym odcieniem; w głowie wzrok przykuwały nienaturalnie wielkie oczy z powieką wyłącznie górną, która była, nie jak u ludzi, do połowy przymknięta odsłaniając jedynie połowę pięknej gałki ocznej.
– Witaj Strażniku – pokłonili się z wrodzoną gracją. Ich glosy brzmiały nad wyraz melodyjnie, wręcz kusząco. – Twoja wizyta jest zawsze miłym zaskoczeniem.
– Z przyjemnością odwiedzam tak oddanych przyjaciół – Nataniel zrewanżował się komplementem.
Wtedy pytające spojrzenia miedzianych oczu padły na człowieka. – To mój pomocnik z upoważnienia Rady Decydentów – Nataniel wyjaśnił krótko dając do zrozumienia, że nie życzy sobie dalszych pytań.
Postacie Gonów ponownie pochyliły się przed Natanielem i zapraszającym gestem wskazały żeby podążać za nimi. Łucja ruszyła w ślad za aniołem za nic nie chcąc zostawać sama w obcym świecie.
Wejście do groty rzeczywiście było równo przycięte i zabarykadowane metalowymi drzwiami, które wyraźnie wymagały oliwienia… Po wyjściu z groty, ku zdumieniu Łucji, nie ujrzeli ulic, pojazdów, czy domów. Spodziewała się zobaczyć świat podobny do ziemskiego lub anielskiego, lecz ten był jakby całkiem dziki. Po wyjściu z groty znaleźli się dokładnie tam gdzie lokacja powinna wskazywać czyli na olbrzymiej górze. Jak okiem sięgnąć wzdłuż i wszerz rozciągały się zawieszone w powietrzu liny pomiędzy nienaturalnej wielkości otworami skalnymi, które były niczym innym jak pomieszczeniami mieszkalnymi. W dole poniżej krawędzi skalnej rozciągał się skalisty teren skąpo porośnięty drzewami.
– Zapraszamy do groty wspólnej – jeden z towarzyszących Gonów ‘zaśpiewał’ po czym chwycił najbliższą linę, odbił się zgrabnie od ściany i zwinnie wylądował kawałek dalej, wczepiając się w pionową ścianę skalną jedynie przy użyciu rąk i stóp. Zaraz po tym namierzył kolejny kawałek zwisającego sznura i ruszył w tym samym stylu dalej.
– O nie! – Łucja cofnęła się w głąb jaskini, z której wyszli.
Drugi z Gonów posłał Natanielowi pytające spojrzenie zanim ruszył w ślady poprzednika. Nie zaoferował jednak pomocy, widać ich gościnność była wymuszona obowiązującym ładem, a zatem przyjmowali Strażnika ale bardziej z przymusu niż dobrej woli.
– Miałaś się nie odzywać – Nataniel zganił ją ostro. – Twój strach i głupota są widoczne gołym okiem! Kompromitujesz siebie i mnie!
Łucja poczuła piekące gorąco pod powiekami i serce walące jak młotem. W tej chwili nienawidziła szczerze Nataniela i całej cholernej rasy anielskiej, przez którą była tutaj.
Po spojrzeniu Nataniela mogła się domyślić, że doskonale ją rozumiał i bardzo ją to cieszyło, nie powiedział jednak nic więcej. Zanim zdążyła odwrócić się na pięcie i pomaszerować z powrotem do groty, w ich kierunku podpłynęła owalna płyta o grubości kilku stóp.
– Wchodź i nie waż się więcej mi przeciwstawiać – Nataniel nie użył siły ani nie popchnął ją na szybującą delikatnie w powietrzu płytę, nie musiał. Ton jego głosu i mina świadczyły dobitnie, że może albo wykonać jego polecenie albo spodziewać się czegoś znacznie gorszego.
Z sercem w gardle stanęła na płycie, która w jednej chwili ruszyła płynnie przez przestrzeń pomiędzy skałami. Nataniel nie zdążył albo nie chciał wsiąść a ona bała się oglądać za siebie żeby nie stracić równowagi. Wzrok miała utkwiony w jednym punkcie, do którego prosto zmierzała, po chwili na tymże urwisku wylądował z gracją Nataniel rozpościerając swoje olbrzymie skrzydła nad głowami zebranej tam grupki Gonów.
– Niespotykanego masz pomocnika Panie – jeden z zebranych postąpił naprzód i skłonił się.
– Decyzje wszelkie leżą w gestii Najwyższego – Nataniel odpowiedział zagadkowo ale zgodnie z prawdą. – Jak się rozwija nowe pokolenie? – spytał uprzejmie zmieniając temat.
– Dziękuję za troskę Panie, jesteśmy dumni z naszych młodych, dorastają w pogodnym i uporządkowanym świecie co wyraźnie sprzyja dla ich ducha.
W tym momencie Łucja postawiła swoje stopy na skarpie skalnej przerywając toczącą się rozmowę.
– Witamy serdecznie pomocnika Wielkiego Strażnika – ten sam Gon, który prowadził dyskusję z Natanielem skłonił się teraz lekko Łucji.
Przez chwilę stała oniemiała nie wiedząc jak się zachować, zaraz jednak na sztywnych nogach skłoniła się dość niezdarnie i wydusiła z siebie nieporadne – Witam.
– Na południowym wschodzie waszej planety klimat nie wydaje się aż tak korzystny jak tu – Nataniel zwrócił uwagę na siebie przechodząc do setna. – Młodzi buntują się przeciw zwierzchnictwu anielskiemu.
– Na południowym wschodzie zawsze wychowywali młodzież mniej surowo – pospieszył z wyjaśnieniami przywódca Gonów. – Młodzieńczy bunt to przejściowa cecha, która wraz z obyciem mija wyjaśnił pojednawczym tonem.
Nataniel jednak nadal przewiercał go spojrzeniem na wylot powodując narastanie krępującej ciszy, w końcu jeden ze zgromadzonych nie wytrzymał i zabrał głos.
– Skoro podejrzewacie sprzeciw dla waszych rządów tam, czego szukacie tutaj? – niepokorny głos należał do delikatnej istoty, której rysy bardziej przywodziły na myśl płeć żeńską niż męską.
Łucja nie była wstanie konkretnie stwierdzić czy ów gatunek dzieli się na płci, jako że nie posiadał żadnych znanych jej ani widocznych części ciała, które by odróżniały jednych od drugich, jedynie styl bycia i delikatniejsze rysy mogły wskazywać płeć słabszą, ale czy tu można było je tak określać?
– To interesujące, że widzisz naszą opiekę jako rządzenie… – Nataniel zwrócił baczne spojrzenie na istotę żeńską. – Czyżby nowe poglądy przywędrowały aż na północ?
– To tylko młoda, nierozumna niewiasta! – Przywódca Gonów popchnął ją niedelikatnie do tyłu. Dziewczyna ze wstydem wycofała się za plecy swoich współtowarzyszy i odtąd wpatrywała się w swoje stopy.
– Wrota do świata Gonów mają być odtąd otwarte, możecie się spodziewać częstszych wizyt – Nataniel przybrał nieprzyjemny ton. – Jeżeli zaś dopatrzę się dalszego braku szacunku i pokory w jakim widać chowane są młode pokolenia będę zmuszony przywrócić w waszym świecie bezpośredni i stały nadzór anielskich zwierzchników.
Te słowa wyraźnie spowodowały poruszenie wśród gromadki zebranej na skarpie, nikt jednak nie odważył się zabrać głosu ani sprzeciwić.
– Jesteś zawsze mile widziany Panie – pokorny głos przywódcy przerwał ciszę smaganą górskim wiatrem. – Nie zawiedziemy pokładanych w nas nadziei.
– To się okaże – przerwał mu szorstko Nataniel i nie czekając na przewodników wzbił się w powietrze zmuszając zebranych do przyklęknięcia.
Łucja w osłupieniu gapiła się na to przedstawienie i postać Nataniela górującego nad Gonami niczym anioł zagłady nad wieśniakami. Z trudem oderwała wzrok od postaci anioła i rozejrzała się za swoją płytą, za nic nie chciała tu zostać z rozwścieczonym Gonami. Wtedy poczuła pęd powietrza za sobą i mocny chwyt i w jednej chwili unosiła się w powietrzu dzięki łopoczącym nad nią skrzydłami anioła. Przepłynęli razem nad skalnym urwiskiem w stronę groty. Wrażenie było niesamowite i piękne, cała podróż trwała zaledwie parę sekund, ale wiedziała że odtąd będzie zawsze marzyć o skrzydłach.
– Idziemy – Nataniel brutalnie sprowadził ją na ziemię. – Nie czekając na jej reakcję ruszył prężnym krokiem w głąb groty, z impetem odrzucił metalowe drzwi dosłownie wyrywając je z miejsca i rzucając obok.
Bez słowa pobiegła za nim, w takim stanie jeszcze go nie widziała, a myślała że to ona potrafi wyprowadzić Nataniela z równowagi jak nikt inny, widać myliła się, do niej jednak miał anielską cierpliwość.
Nie czekając na odprowadzających Gonów, którzy z pewnością teraz wisieli wczepieni w ścianę skalną, zanurzyli się w kuli. I znów wszechświat zwolnił tempo i teraz mogła zobaczyć gwiazdy na żywo w całej ich krasie, poczuć przerażającą wielkość i nieskończoność przestrzeni. I kiedy zaczęła się zastanawiać jak oni stąd trafią do domu, Nataniel znów w odpowiednim momencie wyciągnął ją na zewnątrz, a może raczej do środka anielskiego świata.
– Ale jak…skąd wiedziałeś kiedy wyjść? – zapytała zdumiona zapominając żeby się do niego nie odzywać.
– Nie kiedy ale gdzie – odparł nadal rozzłoszczony. – To umiejętność, którą posiadają nieliczne istoty wyższe. – Obrzucił ją krytycznym spojrzeniem, które dzielnie wytrzymała.
Łucja twardo postanowiła sobie, że nie będzie się przed nim płaszczyć jak biedni Gonowie.
– Nie biedni tylko głupi – Nataniel przerwał jej twarde postanowienie i skomentował prywatne myśli. – Za godzinę zjesz ze mną kolację w jadalni, wyjaśnię ci na czym polega rola Strażnika i Aniołów we Wszechświecie, bo jeszcze gotowa jesteś sama stać się zalążkiem jakiejś idiotycznej rebelii na rzecz wyzwolenia uciśnionych – odmaszerował z impetem kręcąc głową z dezaprobatą.
Rebelii z pewnością nie zamierzała wywoływać, ale nic nie mogła poradzić na to, że jako istota ‘niższa’ naturalnie identyfikowała się z Gonami, równie zależnymi od kaprysów aniołów co ona.
Tawar też wydawał się bardziej niezadowolony niż zwykle, o ile to w ogóle było możliwe. Miała wrażenie, że chciał jej wygarnąć w niewybrednych słowach co uważa w temacie takiego traktowania ‘wielce oświeconego Pana domu’, ale na szczęście rozmowa z nią była poniżej godności majordomusa.
Blady jak ściana i wyniosły niczym cesarz wyprowadził ją z sekretnego pomieszczenia na tyłach i podejrzliwie łypiąc oczyma odprowadził prosto do pokoju, jakby w każdej chwili mogła sprowadzić katastrofę do domostwa Nataniela.
Kąpiel w wannie z aromatycznymi olejkami była choć częściowym zadośćuczynieniem za dzisiejsze nieprzyjemności, włożyła kolejną z serii jednakowych białych sukienek i z wielką niechęcią opuściła pokój żeby spotkać się z Natanielem na kolacji. Tawar był równie zachwycony tym spoufalaniem się z Panem domu co ona, ale nie zamierzała go wyprowadzać z błędu.
– Pan już czeka – wysyczał z naciskiem dając do zrozumienia, że powinna stać przed drzwiami jadalni już od godziny, zaszczycona tą nazbyt hojną propozycją.
W milczeniu zeszli po krętych schodach i zatrzymali się przed drewnianymi dwustronnymi drzwiami jadalni. Tawar z najwyższą niechęcią przytrzymał przed nią drzwi i ogłosił matowym głosem przybycie ‘ludzkiej istoty’.
Nataniel podniósł tylko brwi w lekkim zdziwieniu i skinął głową odsyłając go z powrotem.
Siedział za stanowczo za dużym stołem jak na jednoosobową ucztę, ale anioły zawsze czyniły wszystko z wielkim rozmachem. Na szczęście jej nakrycie znajdowało się tuż obok niego, inaczej nie wyobrażała sobie rozmowy z dwóch końców stołu. Jedna ściana jadalni była całkiem przeszklona odsłaniając widok na pięknie zadbany ogród, który teraz był delikatnie oświetlony pochodniami i blaskiem gwiazd. Nad stołem błyszczały kryształowe łzy zwisające z sufitu, na którym unosiły się rozbawione anioły namalowane ręką prawdziwego mistrza.
– Niestety nie włożyłam sukni wieczorowej – uśmiechnęła się zgryźliwie.
– Dlaczego wy ludzie zawsze musicie znaleźć powód do kłótni albo narzekania – zapytał czysto retorycznie. – Zauważyłem, że zdążyłaś już zaprzyjaźnić się z Tawarem.
– O tak, to urocze stworzenie, do rany przyłóż!
Nataniel przez chwilę mierzył ją spojrzeniem, w którym o dziwo nie było nagany tylko głęboka zaduma. – Łucjo, musisz coś zrozumieć, to nie Ziemia, ani jeden z tego typu niższych światów. Tu nie wolni ci mierzyć innych swoją miarą. Obowiązują nas inne zasady, a dusza jest swobodniejsza. Szacunek należy się każdemu bez wyjątku. – Zmusił ją do spuszczenia wzroku i gapienia się we własny talerz. – Nawet tobie.
Poczuła jak wstyd wypalał w niej dziurę od środka, ale nie tylko to, była zraniona, wszyscy dawali jej do zrozumienia, że jest istotą niższego rzędu.
– Tylko dlatego, że na taką ocenę sobie pracowałaś – Nataniel wyjaśnił zanim zdążyła rozsmakować się w uczuciu pokrzywdzenia i zrobić z siebie większą ofiarę niż była. – To ty jesteś wyniosła, niedostępna i złośliwa, otaczasz się murem, bronisz… co jest zrozumiałe w zaistniałej sytuacji, ale do niczego nie prowadzi. Musisz się otworzyć na nowy sposób spostrzegania świata, albo nasze wyprawy potrfają więcej niż jeden wiek.
– A co ja mam do tego? – zapytała cicho starając się wygrać z własną urażoną dumą.
– Cóż, to nie tylko moja lekcja pokory Łucjo, ale także twoja – oparł się wygodnie na krześle i zamyślił dając jej czas na poukładanie tego co usłyszała.
– Więc o co chodzi z tym ładem i porządkiem i rolą Strażnika? – zapytała w końcu wiedząc, że czekał aż sama wyciągnie ku niemu dłoń.
Nataniel uniósł w swoich długich palcach kryształowy kielich i przez chwilę przyglądał się migotaniu światła. – Cieszę się, że o to pytasz – nagrodził ją łagodnym spojrzeniem.
Zawsze w jego obecności miała wrażenie, że była tylko pacynką na sznurkach, za które pociągał. Uśmiechnęła się pod nosem i zacisnęła zęby, była co prawda przekonana, że Nataniel czytał w jej myślach, lecz tym razem powstrzymała się przed głośnymi złośliwościami.
– I słusznie. Czas już pojąć, że mowa jest również narzędziem służącym jakiemuś celowi a nie bezmyślną zabawką. – Upił łyk czerwonego wina ze swego kielicha i płynnie zmienił temat zupełnie nie zwracając uwagi na tak skromne uchybienie jak wchodzenie do czyjegoś umysłu bez pytania. – A zatem w odpowiedzi na twoje pytanie…
– Chwileczkę! – przerwała mu unosząc rękę w górę. Nataniel wydawał się całkowicie zdezorientowany faktem, że mu przerwała i to w tak istotnym momencie. – Jeżeli dobrze rozumiem – kontynuowała lekko wyprowadzona z równowagi – moje gadulstwo jest brakiem ogłady i oznaką prostactwa, ale twoje włażenie z butami w moje myśli kiedy ci się podoba to szczyt kultury, tak?
Jego mina wyraźnie dawała do zrozumienia, że tym razem przeholowała. Zmroził ją spojrzeniem podobnym, do tego którym uraczył biednych Gonów, ale ona nauczona wieloletnim doświadczeniem nie dała się tak łatwo zastraszyć.
– Żądam szczerej odpowiedzi – mówiła drżącym ze zdenerwowania i strachu głosem. – Kto ci dał prawo czytania moich prywatnych myśli?
Przez chwilę wyglądało to tak, jakby anioł miał ochotę wstać sięgnąć po miecz i rozpłatać na pół małą impertynencką istotę siedzącą obok. – I przestań mnie zastraszać! – krzyknęła na poły rozzłoszczona na poły przerażona kiedy sala zaczęła pochłaniać światło świec.
Przez chwilę zapanował całkowity mrok, żeby naraz znowu kandelabry zapłonęły delikatnym blaskiem.
– Czytam w twoich myślach z przyzwyczajenia – usłyszała jego głos dobiegający od drzwi do jadalni. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła, że stoi w progu blady i przybity. – Nie zapominaj, że byłem twoim stróżem, a tego nawyku ciężko się pozbyć. – Wyszedł zostawiając ją samą za stołem, tylko z coraz cięższym poczuciem winy i żalem.
Dokończyła posiłek w samotności, nie niepokojona przez ‘służbę’. Wyszła przez oszklone drzwi do ogrodu, gwiazdy sprawiały tu wrażenie zupełnie innych, były bardziej realne, bliskie, jakby na wyciągnięcie ręki. Wieczór był ciepły i cichy, tak jak każdy tutaj, czasem piękno chwili obecnej było tak przytłaczające że niemal sprawiało ból. Ruszyła wąską ścieżką pomiędzy pachnącymi wiśniami, nie dziwiło ją wcale, że akurat kwitły różowymi i białymi płatkami rozsiewając wokół woń słodyczy. Ścieżka kończyła się przy małym stawie otoczonym drzewkami, na środku którego znajdowała się mała altanka. Gwiazdy odbijały się w czarnej powierzchni wody, tworząc idealne odzwierciedlenie nieba. Stała tam nie mogąc oderwać wzroku od dwóch nieboskłonów, dużego i małego pod jej nogami.
– To tylko kopia, urzekająca, ale wciąż tylko kopia… – podskoczyła przestraszona dźwiękiem chropowatego głosu dobiegającego z ciemności.
Zwinny patyczkowaty kształt odkleił się bezszelestnie od pobliskiego drzewa, najpierw spuścił dwie tylne nogi, potem kolejne dwie, a na koniec postawił pozostałe cztery. Pająkopodobny ogrodnik stał przyglądając się jej ciekawie.
– To prawda – przerwała niezręczną ciszę mając nadal w głowie oskarżenia Nataniela. – Odbicie nieba jest idealne.
– Podoba ci się tutaj? – wyszeptał bez ogródek wpatrując się w nią natarczywie.
– Tak – odpowiedziała spokojnie starając się nie pokazać zdenerwowania. – Ogród jest piękny…właściwie to nigdy nie widziałam równie pięknego.
Ogrodnik nie odpowiedział tylko nadal badał ją spojrzeniem czarnych wielkich oczu jakby spodziewał się znaleźć ukryte sekrety.
– Daj spokój Ludomirze – zmęczony głos Nataniela dobiegł ich z altanki unoszącej się na stawie.
Ogrodnik natychmiast wycofał się tyłem na drzewo zaszywając się wysoko pomiędzy rozłożystymi gałęziami. Przez chwilę stała w tym samym miejscu zastanawiając się czy Ludomir wiedział o obecności Nataniela czy był równie zaskoczony jak ona. Spojrzała w stronę altanki ale nie była wstanie dostrzec siedzącej tam postaci. I kiedy już miała odejść usłyszała ciche zaproszenie – Pomost jest kawałek dalej. – Jeszcze raz dokładnie przyjrzała się czystej jak lustro powierzchni wody i ze zdziwieniem stwierdziła ponownie, że absolutnie nic nie mąci odbicia nieba. Na wodzie nie było ani kawałka drewna, żadnego liścia…
– Jest tam, zapewniam cię – Nataniel odpowiedział spokojnie na jej myśli.
Ruszyła przed siebie okrążając powoli staw. Nie rozzłościło jej, że Nataniel nie zrezygnował ze swego zwyczaju, poczuła nawet ulgę, że nie straciła jedynego przyjaciela, któremu nie trzeba tłumaczyć co się czuję, choć czy Nataniel był jej przyjacielem nie wiedziała. Nagle zatrzymała się gwałtownie, przed nią stał most, nie byle jaki ale z kamienia, absolutnie niemożliwy do przeoczenia. Ruszyła szybko w jego kierunku chcąc się upewnić czy to nie fatamorgana. Ostrożnie postawiła stopę na pierwszym owalnym głazie, był stabilny i realny podobnie jak wszystkie przed nim prowadzące wprost do altany. Droga przez środek stawu po ciężkich kamieniach była nie tylko dziwna co niesamowita, miała wrażenie że stoi pośrodku gwiazd płynąc po niebie… Kiedy w końcu dotarła do altany, okazała się ona całkiem przestronnym okręgiem, z wygodnymi ławami, otoczonymi winną latoroślą. Nataniel leżał na plecach na jednej z ław ze wzrokiem utkwionym w gwiazdy.
Usiadła naprzeciw i spojrzała w górę, potem z powrotem na anioła. Wydawał się całkiem rozluźniony i nieobecny, jego dłonie leżały splecione na brzuchu jak u zmarłego, twarz wyrażała błogi spokój, a włosy błyszczały czernią w blasku księżyca. Anioły były zdecydowanie zbyt piękne, aż przykro było na nie patrzeć. Zerknęła z ciekawością na skrzydła i skrzywiła się nieświadomie, wydawały się niemiłosiernie zgniecione, zawsze zastanawiała się jak oni sypiają na plechach… Dalszy tok jej myśli przerwał tubalny wybuch śmiechu Nataniela, który poniósł się echem po wodzie.
– Twoje myśli są tak chaotyczne i nieokiełznane, że nie przestaje mnie zadziwiać jak jesteś wstanie funkcjonować z nimi dłużej niż pięć minut i nie postradać zmysłów. Usiadł i patrzył na nią rozbawiony nadal śmiejąc się w głos. Po chwili opanował się widząc, że jej to wcale nie bawi i wyjaśnił litościwie. – Śpimy na plecach zwyczajnie jak ludzie, a skrzydła mnie nie bolą – uśmiechnął się nadal rozbawiony. – A za komplementy dziękuję, choć należą się Stwórcy nie mnie.
Łucję dosłownie właśnie wmurowało w siedzenie, siedziała z szeroko otwartą buzią, sama nie wiedząc co ją bardziej szokowało, fakt, że Nataniel potrafił żartować, czy to że się śmieje. Zawsze sądziła, że ten odruch jest mu kompletnie obcy.
– To nie było miłe – w jednej chwili przybrał na powrót standardową maskę spokoju.
– Przepraszam – wyjąkała szybko. – To był komplement…tylko niezdarnie ujęty.
Zmarszczył czoło, i ku rozczarowaniu Łucji więcej się nie rozchmurzył. Spojrzał na nią poważnie, co oznaczało nic innego jak kolejny wykład. – Słucham – westchnęła ciężko zanim zdążył się odezwać.
– Anioły są nie tylko stróżami ludzi, ale również strażnikami porządku w wyższych światach – zaczął mówić powoli i wyraźnie żeby nie umknęło jej żadne słowo. – Nie uzurpujemy sobie prawa do rządzenia, jedynie czuwamy żeby inni tego prawa sobie nie nadali. – Wstał i wyszedł na kamienną ścieżką, zatrzymał się po paru krokach i zaczekał aż dołączy do niego. Podążyła za jego wzrokiem do góry a on kontynuował swój wykład. – W tym wszechświecie jest niepojęta ilość światów, z których nie wszystkie są zgodne w poglądach. Nie każdy gatunek pragnie ograniczyć się wyłącznie do bytowania na swojej planecie, inne nie dopuszczają do siebie obcych… Pośród cywilizacji są bardziej i mniej rozwinięte, a my jesteśmy tu po to by pilnować status quo i pomagać. – Ruszył dalej przed siebie w stronę brzegu. Kiedy stanęli razem na mokrej od rosy trawie dodał innym głosem. – Pomoc ma różne oblicza. – Spojrzał na nią surowo. – Czasem trzeba ukarać dziecko by zrozumiało, że źle postępuje. Jesteśmy jak opiekunowie w szkole, nieraz surowi ale dla dobra ucznia. – Nadal patrzył na nią chcąc się upewnić czy właściwie go zrozumiała.
Skinęła tylko głową i skupiła wzrok na czubku swoich butów, rozumiała i nie. Dlaczego wszyscy byli tacy niedoskonali, dlaczego po prostu wszyscy nie byli aniołami i po co to wszystko?
– Na pewne pytania nie poznasz odpowiedzi, ponieważ są one poza twoimi możliwościami, zaakceptuj to co widzisz a będzie ci łatwiej – jego głos był ciepły i pełen współczucia, ale w niej wzbudzał tylko większe zagubienie i żal. – To jeszcze przed Tobą – dodał łagodnie, przez chwilę się wahał czy zostać, zaraz jednak odszedł zostawiając ją z własnymi myślami.
Chaos myśli i uczuć przytłaczał ją nieznośnie. Zaakceptować…powtarzała sobie w głowie, spojrzała w niebo, wyobraziła sobie ogrom krążących planet nad jej głową a potem siebie, mały pyłek piasku we Wszechświecie i poczuła łzy ciurkiem płynące jej po twarzy. – To ponad moje siły… – wyszeptała bezgłośnie.